- Shh... - szatyn podszedł do mnie uspokajając.
- Nie. - odsunęłam się stanowczo.
Jego mina zrzedniała.
- Mam tego dość. - otarłam twarz z łez, sięgnęłam torebkę i wyszłam z apartamentu.
Takiego obrotu sprawy nawet ja się nie spodziewałam. To mnie przytłoczyło.
Przemierzając kolejne ulice Las Vegas, usiadłam na pobliskiej ławce chcąc chwilę pomyśleć.
- Cześć mała! - krzyknął z daleko ciemnoskóry mężczyzna.
Dokładnie lustrowałam jego budowę, wysoki, dobrze zbudowany. Przez chwilę kogoś mi przypominał, przez co zaczęłam być coraz bardziej przerażona.
Nieznajomy podszedł bliżej i zdjął nakrycie z głowy.
- Jestem Jose. - usiadł obok przedstawiając się.
Zmieszałam się. Pierwszy raz na oczy widziałam tego człowieka, ale jego zachowanie tłumaczyło wszystko. Był pod wpływem środków odurzających.
- No więc... - przeciągnął. - Co tu robisz samiutka? - zapytał szczerząc zęby, na co przewróciłam oczami.
Ten typ wyraźnie działał mi na nerwy. Miałam ochotę odpocząć, pobyć w samotności, a nawet tego zrobić nie mogę.
- Ej, nie ignoruj mnie. - pokręcił palcem.
Po chwili wyjął z kieszeni mały, zawinięty w rulonik przedmiot przypominający papierosa. Następnie podpalił go ogniem i zaciągnął się.
- Chcesz trochę? Pomaga się rozluźnić. - stwierdził przystawiając skręta do moich ust.
Nie wiem, co mnie do tego skusiło. Nigdy nie miałam w ustach skręta. Nie odczuwałam takiej potrzeby ich zażywania, a jednak tym razem wzięłam.
Zaciągnęłam się kilkakrotnie i poczułam jak rozluźniający dym dociera do moich płuc powodując drobny, ale znośny kaszel. Z każdą sekundą moje ciało stawało się mniej posłuszne, całkowicie poza moją kontrolą. Przed oczami miałam rozmazany obraz i niesamowite poczucie szczęścia.
- Lecę mała, trzymaj się. - Jose poklepał moje ramię i więcej go nie zobaczyłam.
Poczucie szczęścia szybko zmieniło się w chwile rozpaczy. Chciałam aby to wszystko zniknęło. Żałowałam, że wzięłam to gówno do ust.
Tracąc kontakt z rzeczywistością położyłam się na ławeczce czekając, aż usnę.
- Ally? - usłyszałam tylko cichy, łagodny głos.
Głos, który wydawał mi się dobrze znany, jednak nim zdołałam uchylić powieki, straciłam przytomność.
Justin
- Cholera. - mruknąłem pod nosem przeczesując włosy.
Skąd on wiedział o dziecku? Przecież nie znaliśmy się wcześniej, a on nawet nie miał sposobu, aby się o tym dowiedzieć. Wszystkie ślady starannie zatarłem.
Teraz ważna była tylko Ally. Zawsze coś musi się spieprzyć.
Po chwili poczułem wibrowanie w kieszeni, wyjąłem telefon mając nadzieję, że to ona.
- Halo? - odezwałem się.
- Justin, dobrze Cię słyszeć. - usłyszałem niski, męski głos.
Kurwa, jeszcze tego mi brakowało.
- Wuju, z jakiej okazji dzwonisz? - zapytałem niepewnie.
- Unikasz mnie. - westchnął. - Pomyślałem, że dobrze byłoby się spotkać. - stwierdził.
Nie. Nie. Nie.
- Oczywiście. Kiedy tylko zechcesz. - odpowiedziałem.
- Świetnie. Za godzinę w restauracji. Wiesz w jakiej. - rzekł z powagą wyczuwalną w głosie.
Po chwili usłyszałem jedynie dźwięk sygnału oznaczający, że się rozłączył.
- Jak ma się pieprzyć, to wszystko. - zaśmiałem się sztucznie.
Nie dość, że w moim domu pałęta się Caroline, to na dodatek wuj wyznaczył cenę za sprowadzenie Ally.
W każdym razie muszę wszystko od siebie odrzucić, choć na jego wizytę. Nie mogę czegokolwiek ujawnić, inaczej nie tylko one zginą...
Biorąc głęboki wdech wszedłem do środka lokalu, w którym byliśmy umówieni. Wuja ujrzałem przy jednej z loży. Jak zwykle z ochroniarzami.
Pewnym krokiem podszedłem bliżej, a przede mną stanęło dwóch mężczyzn.
- Spokojnie, wpuśćcie go. Ufam mu. - machnął ręką. - Witaj, Justin. - uśmiechnął się.
- Cześć wuju. - przywitałem się. - Więc w jakim celu to nasze spotkanie? - zapytałem siadając na jednej z kanap.
- Długo się nie odzywałeś, więc ja musiałem to zrobić. - stwierdził krzyżując ręce. - Sądzę, że słyszałeś o ucieczce jednej z podopiecznych klubu. - przerwał uważnie na mnie patrząc. - Masz może jakieś sugestie do tego, gdzie ją znajdę? - dodał.
Testował mnie. To może się źle skończyć, ale nie pozwolę sobie na to.
- Absolutnie nie. - wzruszyłem ramionami. - Może już jest zagranicą. - stwierdziłem.
- Nie wydaje mi się, aczkolwiek pamiętaj, że dla mnie pracujesz i to ja jestem szefem... - powiedział gorzko.
Igram z ogniem.
- Powiedz mi drogi chłopcze. - przerwał. - Masz już jakieś postępy w sprawie tej dziewczyny, którą już dawno kazałem Ci znaleźć? - uniósł brew.
- W dalszym ciągu szukam. Jest młodą, dość sprytną dziewczyną. Doskonale zamazuje ślady, ale jest tylko człowiekiem. Wkrótce popełni jakiś błąd. - powiedziałem najbardziej przekonująco jak tylko to możliwe.
- Liczę na Ciebie, nie zawiedź mnie. - mruknął wstając. - Do następnego razu i mam nadzieję, że będziesz miał jakieś informacje. - rzucił wychodząc wraz ze swymi ludźmi.
Ja pierdole.
W jakie bagno muszę się jeszcze wpieprzyć, żeby zrozumieć, że źle robię?
Westchnąłem ciężko zamykając oczy.
Mój telefon, który leżał na szklanej ławie, zaczął wibrować. Na dziś miałem dość rozmów telefonicznych, ale nadawca od razu zmienił moje podejście.
- Ally? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś? - powiedziałem na jednym wdechu.
- Cześć. To nie Ally, jesteś dla niej kimś bliskim? - usłyszałem łagodny głos młodej kobiety.
- Kto mówi? - syknąłem.
- Jestem Amber, znalazłam ją naćpaną na ławce, mógłbyś przyjechać? - zapytała.
Amber... Kojarzę to imię. Ally mi chyba o niej wspominała, ale nie jestem do końca pewny.
Po usłyszeniu adresu, bez wahania wyszedłem z pomieszczenia, kierując się prosto do auta, którym następnie pojechałem pod wskazany adres.
Niespełna parę minut później byłem na miejscu.
Wszedłem do hotelu kierując się pod 47 numer pokoju.
Drzwi otworzyła mi nieznajoma dziewczyna z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie mogę powiedzieć, że nie przyciągnęła mojej uwagi. Miała piękną nieskazitelną cerę, ale w tym momencie liczyła się Ally.
- Cześć. - rzuciłem wchodząc do środka zauważając leżącą na kanapie dziewczynę.
Bez zastanowienia znalazłem się przy niej.
- Co się stało? - mruknąłem gładząc jej policzek.
- Znalazłam ją na ławce koło parku. Nie reagowała, a potem zemdlała. - wyjaśniła. - Jesteś kimś bliskim? - zapytała.
Co miałem w takiej sytuacji powiedzieć? "Jestem jej niedoszłym facetem, z którym parę godzin temu kochała się, ale potem uciekła, bo pewne sprawy ją przerosły". Żałosne.
- Jestem jej chłopakiem. - szepnąłem nie odrywając od niej wzroku.
Ally
Poczułam ostry ból czaszki, który od razu mnie rozbudził. Uchyliłam powieki i ujrzałam nad sobą Justina, wpatrującego się we mnie jak w obrazek.
Zmarszczyłam czoło.
- Co tu robisz? - syknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał spoglądając na mnie.
W zasadzie to nie jestem pewna. Nie wiem, gdzie jestem, ani jak się tu dostałam, ale przyznam, że jego obecność trochę mnie uspokoiła.
- Co brałaś? - zapytał siadając na skraju kanapy.
- Nie muszę Ci się spowiadać. - mruknęłam.
- Ally, proszę. Tu chodzi o Twoje zdrowie. - chwycił moją dłoń gładząc knykcie.
- To było coś zawinięte w biały papierek, przypominało papierosa. - wzruszyłam ramionami. - Zaciągnęłam się kilka razy. - dodałam.
Chłopak otworzył szeroko oczy.
- Skąd to wzięłaś? - parsknął śmiechem.
Nie rozumiem, co w tym śmiesznego.
- Jakiś chłopak przysiadł się do mnie i poczęstował. - wytłumaczyłam. - Gdzie jestem? - zapytałam rozglądając się po wnętrzu.
Przypominało hotel, coś bardziej jak apartament.
Szatyn pokręcił przecząco głową, a do pomieszczenia weszła młoda kobieta... Amber.
Nasze twarze się spotkały, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.
Przez pierwsze parę sekund myślałam, że to przez te środki odurzające, ale wszystko było realne.
- Amber. - szepnęłam przykładając dłoń do ust.
Miałam ochotę wpaść jej w ramiona. Tak bardzo za nią tęskniłam, brakowało mi prawdziwie bliskiej osoby, a zwłaszcza jej. Amber jest skarbem.
- Witaj Ally. - uniosła delikatnie kąciki ust w uśmiechu nie zbliżając się do mnie.
Nie rozumiem.
- Zostawię was. - mruknął Justin idąc do innego pomieszczenia.
Dziewczyna niepewnym krokiem podeszła bliżej siadając naprzeciwko mnie.
- Tyle czasu... - mruknęła.
Ja natychmiast spuściłam głowę wiedząc, do czego zmierza.
- Głucha cisza. Przez ponad rok nawet głupiego sms'a nie mogłaś napisać. - parsknęła kręcąc głową.
- To nie tak. - zaprzeczyłam. - Miałam pewne sprawy do załatwienia, które zresztą dalej muszę rozwiązać. - powiedziałam.
- Tamtej nocy... Byłam przerażona, a Ty po prostu uciekłaś! - krzyknęła łkając.
Tak, popełniłam błąd, który do dzisiaj mnie męczy.
*Flashback*
- Ally, dokąd idziesz? - poczułam dłoń Amber na ramieniu.
- Muszę coś załatwić, zaraz wracam. - wyrwałam się z uścisku i wyszłam.
Wyszłam tylnym wyjściem, tak jak on.
- Wiedziałem, że przyjdziesz za mną. - zaśmiał się gorzko wychodząc z ciemnego zaułku. - Czyżby moje słowa Cię uraziły? - wydął usta.
Dłonie miałam schowane w kieszeniach z racji, że na zewnątrz nie było przyjemnie i pogodnie. Poczułam w jednej z nich pewien przedmiot. Był to scyzoryk, który dostałam od taty. Stwierdziłam to po jego kształcie.
- Nic nie powiesz? - zadrwił. - Twój ojciec był zwykłym frajerem. Powinnaś o tym wiedzieć. - dodał oschle.
Co on pieprzy?
- Pozwolił stracić tak cenną rzecz. Nie był wobec Ciebie szczery, wobec nikogo. Powinien umrzeć znacznie gorzej. - syknął z zaciśniętymi zębami.
Dość. Moje emocje wzięły nade mną górę. Bez zastanowienia wyjęłam przedmiot z kieszeni i wbiłam nieznajomemu prosto w klatkę piersiową, raniąc ważne narządy wewnętrzne.
- Ally? - usłyszałam cichy szept za sobą.
Kiedy się odwróciłam, zdezorientowana Amber stała niczym posąg próbując zrozumieć do czego właśnie doszło.
Spojrzałam ponownie na mężczyznę, który leżał na ziemi nie dając znaku życia, a wokół niego mnóstwo krwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam.
Zaczęłam biec, uciekać do domu... A kiedy w nim byłam, wiedziałam, że nie mogę zostać dłużej w tym mieście. Był świadek.
- Nie masz pojęcia ile sił i czasu wymagało to, abym się otrząsnęła. Moja najlepsza przyjaciółka zabiła na moich oczach mężczyznę. - przetarła twarz dłońmi. - Wyjaśnisz mi chociaż dlaczego to zrobiłaś? - szepnęła pytając.
Teraz nie mam już chyba nic do stracenia.
- Ten mężczyzna wiedział jak zginęli moi rodzice... Co więcej, brał w tym udział. - powiedziałam ze spuszczoną głową. - Od tamtej pory na własną rękę szukam osoby, która im to zleciła.
- Mówiłaś, że był to wypadek... - szepnęła uważnie spoglądając.
- A co miałam powiedzieć?! - krzyknęłam. - Od roku dusiłam w sobie wszystkie prawdziwe informacje. Obiecałam sobie, że zabójca za to zapłaci. - powiedziałam z pełną powagą. - I dotrzymam obietnicy. - mruknęłam.
- A Justin? - zapytała.
- A co on ma z tym wspólnego? - zmarszczyłam brwi.
Niekoniecznie wiedziałam do czego zmierza... W zasadzie nawet nie wiem jak się tu znalazł.
- Skoro jesteście razem, powinien o tym wiedzieć. - westchnęła.
Co?! Razem? Jako para?!
W tym momencie do salonu wszedł... Dylan?!
- Ally? - spojrzał na mnie nie dowierzając po czym podszedł bliżej obejmując mnie.
Dylan jest starszym bratem Amber. Już w czasach szkoły średniej był przystojny, ale teraz przeszedł moje wszelkie oczekiwania.
- Co tu robisz? - spojrzał na mnie uśmiechając się.
- Wpadłam w odwiedziny najwyraźniej. - zaśmiałam się.
- Yhym. - chrząknął w progu Justin.
Jest zazdrosny?
- Dylan, to jest Justin. - przedstawiłam ich sobie.
- Jej chłopak. - dodała Amber.
Natychmiast spojrzałam na dziewczynę mrożąc ją wzrokiem.
za błędy przepraszam xoxo
Dla jasności - nie żądam komentarzy, nie dają wam ultimatum "tyle i tyle komentarzy, bo inaczej rozdziału nie będzie" - oczekuję szacunku do mnie, tak samo, jak ja mam do was (choć zaczynam w to wątpić po opinii jednej z czytelniczek). Dla każdego z was to jedna marna minuta napisania paru zdań, a dla mnie motywacja do dalszego pisania. Aktualnie? Nie mam żadnej przyjemności z tego, co tworzę. Poświęcam swój czas, doceńcie to.
ZMIANA W ZAKŁADCE BOHATEROWIE.
- Nie masz pojęcia ile sił i czasu wymagało to, abym się otrząsnęła. Moja najlepsza przyjaciółka zabiła na moich oczach mężczyznę. - przetarła twarz dłońmi. - Wyjaśnisz mi chociaż dlaczego to zrobiłaś? - szepnęła pytając.
Teraz nie mam już chyba nic do stracenia.
- Ten mężczyzna wiedział jak zginęli moi rodzice... Co więcej, brał w tym udział. - powiedziałam ze spuszczoną głową. - Od tamtej pory na własną rękę szukam osoby, która im to zleciła.
- Mówiłaś, że był to wypadek... - szepnęła uważnie spoglądając.
- A co miałam powiedzieć?! - krzyknęłam. - Od roku dusiłam w sobie wszystkie prawdziwe informacje. Obiecałam sobie, że zabójca za to zapłaci. - powiedziałam z pełną powagą. - I dotrzymam obietnicy. - mruknęłam.
- A Justin? - zapytała.
- A co on ma z tym wspólnego? - zmarszczyłam brwi.
Niekoniecznie wiedziałam do czego zmierza... W zasadzie nawet nie wiem jak się tu znalazł.
- Skoro jesteście razem, powinien o tym wiedzieć. - westchnęła.
Co?! Razem? Jako para?!
W tym momencie do salonu wszedł... Dylan?!
- Ally? - spojrzał na mnie nie dowierzając po czym podszedł bliżej obejmując mnie.
Dylan jest starszym bratem Amber. Już w czasach szkoły średniej był przystojny, ale teraz przeszedł moje wszelkie oczekiwania.
- Co tu robisz? - spojrzał na mnie uśmiechając się.
- Wpadłam w odwiedziny najwyraźniej. - zaśmiałam się.
- Yhym. - chrząknął w progu Justin.
Jest zazdrosny?
- Dylan, to jest Justin. - przedstawiłam ich sobie.
- Jej chłopak. - dodała Amber.
Natychmiast spojrzałam na dziewczynę mrożąc ją wzrokiem.
za błędy przepraszam xoxo
Dla jasności - nie żądam komentarzy, nie dają wam ultimatum "tyle i tyle komentarzy, bo inaczej rozdziału nie będzie" - oczekuję szacunku do mnie, tak samo, jak ja mam do was (choć zaczynam w to wątpić po opinii jednej z czytelniczek). Dla każdego z was to jedna marna minuta napisania paru zdań, a dla mnie motywacja do dalszego pisania. Aktualnie? Nie mam żadnej przyjemności z tego, co tworzę. Poświęcam swój czas, doceńcie to.
ZMIANA W ZAKŁADCE BOHATEROWIE.
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!