Naszą rozmowę przerwała Caroline wchodząca do salonu z ręcznikiem owiniętym wokół jej ciała.
Co to kurwa ma być?!
- Justin, nie mam żadnych rzeczy, czy znalazłoby się coś dla mnie w Twojej szafie? - zrobiła maślane oczy.
- Em, tak, zaraz coś znajdę. - podrapał się po głowie i wyszedł z pomieszczenia.
Miałam ochotę udusić ją własnymi rękoma. Co za laska. Powoli żałuję, że ją uratowałam. Doprawdy.
- Słuchaj, chciałam Ci podziękować. - usiadła obok chwytając mą dłoń. - Gdyby nie Ty, nie wiem czy dożyłabym tej godziny. - szlochała.
W tym momencie zrobiło mi się jej żal. Ze złości popadłam we współczucie.
- Hej, spokojnie. - uspokajałam. - Obie pomogłyśmy sobie nawzajem, więc jesteśmy kwita. - uśmiechnęłam się delikatnie.
Tylko teraz nurtuje mnie jedno pytanie. Dlaczego ona właściwie się tam znalazła? Na dodatek w samej bieliźnie?
- Mogę o coś zapytać? - spojrzałam na nią czekając na zgodę.
Kiedy przytaknęła, pozwoliłam nie czekać dłużej na taką okazję.
- Dlaczego się tam znalazłaś prawie nago? - spuściłam wzrok.
Starałam się powiedzieć to w najbardziej możliwy delikatny sposób.
Do salonu wszedł szatyn trzymając w dłoni koszulę. Tę, którą ja miałam tej nocy, gdy tu spałam. Zrobił to celowo. Jego uśmiech na twarzy wiele wskazywał. Co za kutas!
Dziewczyna natychmiast wstała, wzięła od chłopaka koszulę i podążyła na górę szepcząc chłodne "Dobranoc".
Jej zachowanie nie wydawało się być normalne. Czułam, że coś ukrywa i chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się, co jest powodem jej obecnego nastroju.
- Napijesz się czegoś? - zapytał z głupim uśmiechem, maszerując do kuchni.
- Chętnie. - odparłam idąc za nim.
Prawdę mówiąc jego cały dom był jak mini willa. Do tego piękna kuchnia, o której marzy zapewne niejedna gospodyni domowa.
Justin podszedł na tyle blisko, że nasze twarze dzieliły jedyne milimetry.
- Na co masz ochotę? - mruknął w taki sposób, że mogłam poczuć jego ciepły oddech wchłaniający się w moje wargi.
Czy stosowne byłoby stwierdzenie, że mam ochotę na niego? Tak, zdecydowanie.
- A co proponujesz? - przełknęłam ślinę.
On tak na mnie działa. To jakiś absurd.
Brązowooki odsunął się i otworzył lodówkę, z której wyjął dwa trunki alkoholowe w szklanych butelkach. Spoglądałam na niego jak na greckiego boga, mając nadzieję, że wcześniejsza sytuacja będzie mieć jakąś kontynuację.
- Idziesz czy będziesz podziwiać płytki? - parsknął otwierając butelki.
I co? To tyle? Był bliski od muśnięcia moich ust, a teraz udaje jakby to się nie wydarzyło?
Chwyciłam jedną butelkę i opuściłam pomieszczenie nie wypowiadając żadnego słowa.
Chcesz gry? W takim razie będziesz ją miał.
- Nagle Ci język odcięto? - zapytał idąc za mną.
- Co to miało być?! - warknęłam.
Chłopak zrobił mieszaną minę nie rozumiejąc, co konkretnie mam na myśli.
- Dobrze wiedziałeś, że ja ostatnio spałam w tej koszuli, a Ty od tak dałeś ją Caroline. - zmroziłam go wzrokiem.
- Naprawdę? - prychnął. - Będziesz mi robić wyrzuty, bo dałem innej lasce koszulę, w której ty spałaś? - spojrzał na mnie śmiejąc się pod nosem.
- Nieważne. - mruknęłam siadając i upijając alkohol.
- Przyznaj się, że nie chodzi tylko o koszulę. - poruszył zabawnie brwiami.
- Och, pieprz się Bieber. - przewróciłam oczami.
- Słuchaj, wiem kim jest Caroline. Znam ją. - przeczesał włosy siadając po przeciwnej stronie.
Zmarszczyłam brwi.
- Jest prostytutką. - szepnął.
O czym on mówi? Caroline i prostytucja? Nie wygląda na taką. Przecież bała się, że Dean ją zgwałci! W sumie to wyjaśniałoby samą bieliznę, ale dalej to mało wiarygodne jak dla mnie...
- Mało przekonujące. - spojrzałam na niego.
- Wiem, co mówię Ally. - przerwał. - Mój wuj ma własny dom publiczny i ona była jedną z jego mieszkanek. - westchnął.
O boże.
- Nie wiem jakim cholernym cudem udało jej się opuścić to miejsce, bo wiem jaki jest mój wuj. Jego systemy bezpieczeństwa są najwyższej jakości. - wytłumaczył.
- Czy Ty... - przerwałam.
- Nie, jeśli chodzi Ci o współudział i nie, jeśli masz na myśli korzystanie z jej usług. - pokręcił głową.
Uff, chociaż tyle dobrego.
- Wiem jedno. Jego biznes jest nielegalny, a on dopilnuje aby nikt go nie wyjawił i póki jej nie znajdzie, nie przestanie szukać. - powiedział z powagą wyczuwalną w głosie. - Trzeba ją chronić. Mam cichą nadzieję, że się tym zajmiesz. - dodał.
- Czekaj, jak to ja?! - krzyknęłam.
- Przecież oczywiste jest, że ja nie mogę się nią zająć, mogę tylko udostępnić tymczasowy nocleg. - przetarł twarz dłońmi.
Dlaczego ja? Mam własne problemy, muszę znaleźć zabójcę rodziców, a siedząc i nic nie robiąc, na pewno go nie znajdę.
- Ja tu nie zostanę na długo Justin. - spojrzałam na niego bez żadnych emocji.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Mam sprawę do załatwienia, właśnie dlatego jestem w Las Vegas, nie dla nawiązywania znajomości. - wyjaśniłam.
- Ally, proszę, zaufaj mi. - chwycił moją dłoń.
- Justin, Twoja rodzina ma dom publiczny! Nawet nie wiem kim Ty jesteś i w głębi boję się usłyszeć prawdę. - wyrwałam dłoń.
- Chcesz poznać prawdę? Naprawdę Ci na tym zależy? - uniósł ton głosu pytając.
Spojrzałam na niego. Jego twarz wydawała się być smutna. Coś go dręczyło, jego przeszłość nie pozwalała o sobie zapomnieć. - Zaufaj mi teraz i pozwól, że gdzieś Cię zabiorę. - wystawił w moim kierunku rękę, którą bez wahania chwyciłam.
Kilka minut później znaleźliśmy się w czarnym mustangu. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na wyposażenie auta wewnątrz. Widać, że dba o nie. Tapicerka wykonana z najwyższej jakości, szyta na zamówienie, bowiem nie widziałam jeszcze mustanga z takim wyposażeniem. Wszystko było zadbane. Można powiedzieć, że to jego skarb.
Kiedy ruszyliśmy, szatyn rozpoczął swój monolog.
Justin
- To miało miejsce 3 lata temu. - powiedziałem.
*Flashback*
- Masz dopiero 17 lat, jesteś dzieckiem! - wrzasnęła kobieta.
- Nigdzie nie idziesz, nie obchodzi mnie ilu jest tam Twoich znajomych, nie pozwolę aby taki gówniarz zrobił z siebie ćpuna i ośmieszał rodzinę. - dodał ojciec.
- Wal się. - splunąłem.
W jednej chwili poczułem pieczenie na policzku. Dziwne, dotąd nieznane mi uczucie nie należało do najprzyjemniejszych.
Spoglądając na matkę, która przyłożyła dłoń do ust nie mogąc uwierzyć, zorientowałem się, że mój własny ojciec podniósł na mnie rękę.
Bez słowa wbiegłem do pokoju, gdzie następnie szczelnie się zamknąłem. Krążyłem nie wiedząc, co zrobić, co myśleć. Moje emocje były potargane. Wszystko nagle stało się skomplikowane i bez słowa wyjaśnienia wbiło mi ostrze prosto w serce.
Jedynej rzeczy, której mi szkoda to moja młodsza siostra Letty. Nie zasługuje aby być w takiej rodzinie, powinna mieć normalne dzieciństwo, a nie być świadkiem popieprzonych kłótni każdego wieczoru. Ma dopiero 7 lat, zasługuje na coś lepszego.
Bez dłuższego zastanowienia otworzyłem okno, przez które ostrożnie wyszedłem kierując się na imprezę, która była mi zabroniona.
- Luke? - mruknąłem.
- Justin? Jedziesz jednak? Zabieraj się z nami. - stwierdził blondyn wychylając głowę przez okno samochodu.
- Tak, plany się nieco zmieniły. - odchrząknąłem.
Będąc na miejscu nie myślałem o niczym innym, jak o porządnym napełnieniu organizmu alkoholem. Chwytając się każdego możliwego napoju, byłem przekonany, że wypiłem 3/4 całej zawartości trunku na imprezie.
Poczułem wibracje telefonu, który następnie odebrałem nie patrząc na nadawcę.
- Justin, gdzie Ty jesteś, kochanie? - zapytała troskliwym głosem rodzicielka.
- Tam gdzie być chciałem i niech tak pozostanie. - czułem jak mój język się plątał.
- Nie ruszaj się stamtąd, już jedziemy. - szepnęła.
- Ale ja dotrę do domu, spokojnie. Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkam, albo raczej, gdzie mieszkałem. - przerwałem. - Bo nie wrócę tam, gdzie znęca się nad własnym dzieckiem. - parsknąłem rozłączając się.
Myślałem, że kiedy będę pijany, cały ciężar ze mnie zniknie, rozpłynie się chociaż na tę chwilę. Sądziłem, że się zrelaksuję i zapomnę, jednak to wszystko się nasila.
- Luke! Wracam do domu. - stwierdziłem.
- Czym? - zapytał zdziwiony. - Wyluzuj i zostań jeszcze trochę. - poklepał mnie po ramieniu.
- Daj kluczyki. - wyciągnąłem rękę w jego stronę czekając aż przekaże mi je.
- Stary, jesteś zalany w trzy dupy, nie sądzisz chyba, że dam Ci prowadzić w takim stanie. - zaśmiał się.
Może i byłem pijany, ale nie naćpałem się w przeciwieństwie do niego.
Będąc nieco poirytowany wymierzyłem cios w szczękę chłopaka i obserwowałem jak się zatacza i powoli upada na podłoże. Korzystając z okazji przeszukałem jego kieszenie i wyjąłem kluczyki, kierując się następnie do wyjścia.
Odpaliłem silnik i ruszyłem spod podjazdu. Starałem się jechać na tyle prosto, na ile było to możliwe. Przed sobą ujrzałem błądzące światła samochodu jadącego z przeciwnej strony. Mój obraz stał się zamazany, mój wzrok zaczynał odmawiać posłuszeństwa, co nie było na moją korzyść.
Po chwili poczułem mocne uderzenie, auto zaczęło wykonywać okręgi, aż zatrzymało się w bocznym rowie.
Z mocnym bólem czaszki wydostałem się z pojazdu i wtedy zorientowałem się, że byłem sprawcą wypadku. Moja cała świadomość zaczęła powracać, a ja coraz bardziej byłem przerażony tym, co się stało.
Znajdowałem się na moście, podszedłem do krawędzi i ujrzałem tonące auto znanej mi marki. To nie wszystko, zacząłem być coraz bardziej pewny kto w nim był.
Upadłem bezwładnie na ulicę i zacząłem obwiniać się za wszystko, co się przeze mnie wydarzyło. Wszystko do mnie docierało. Wiedziałem, co zrobiłem. Właśnie przez moją głupotę zginęła moja cała najbliższa rodzina. Zabiłem ich.
Ally
- Mój stan był karygodny, zrobiłem z siebie wraka człowieka. Nie miałem już nic, co miałoby dla mnie jakiekolwiek istotne znaczenie. Po prostu straciłem wszystko. - skończył kiedy dojechaliśmy na miejsce.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje usta nie mogły wykrztusić żadnego słowa, które mogłoby to opisać. Współczułam mu, naprawdę. Wiedziałam, że byłam jedyną osobą, która w pełni mogła poczuć jego ból, stratę i to co przeżywa.
- Chodź. - chwycił moją dłoń prowadząc na most, na którym jak dobrze mi się zdaje, doszło do tego okropnego zdarzenia.
Czułam się winna. Czułam się odpowiedzialna za jego stan teraz. To przecież ja tak uporczywie chciałam wiedzieć, co się stało. Teraz żałuję.
- Nie musisz nic mówić... - wyszeptałam przytulając chłopaka.
- To nie koniec. - westchnął odsuwając się. - Po ich stracie oddaliłem się od normalnego życia. Przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie jeśli mimo moich starań i tak bym umarł, stwierdziłem, że nie ma sensu budować wszystkiego od początku. - zmierzwił włosy.
Lubiłam, gdy to robił. Przypominał mi kogoś... Kogoś, kogo straciłam.
- Kilka tygodni po wypadku, spotkałem mężczyznę, który zaproponował mi pewien układ. Stwierdził, że pomoże mi wyjść z tego bagna. Byłem jego prawą ręką od brudnej roboty. Sądzę, że wiesz, co to znaczy. - spojrzał na mnie kątem oka.
- Zabijałeś na zlecenie? - zapytałam będąc w szoku.
- Może nie powinienem tak mówić, ale to była czynność, która powstrzymywała mnie od wspomnień. Robiłem to aby czuć się lepiej. - mruknął spoglądając na wodę.
- To jakiś absurd! - krzyknęłam. - Jak tak można? Justin, to na pewno nie polepszało Twojego stanu, popadałeś jeszcze dalej, zatracałeś się w tym. - chwyciłam jego podbródek unosząc do góry. - Proszę, powiedz, że z tym skończyłeś. - spojrzałam na niego czując narastającą gulę w gardle.
- Z tym się nie kończy, z tym się umiera. - wyjaśnił.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam brwi.
- Ty naprawdę niczego nie rozumiesz? - zaśmiał się gorzko. - Jestem mordercą i nic już tego nie zmieni! - wyrzucił ręce w powietrze.
Czułam się okropnie. On właśnie zwierzył mi się ze swoich problemów, swojego życia, a ja? Dalej go okłamuję wpajając, że rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a sprawca uciekł.
- Nie mów tak. - pokręciłam przecząco głową. - Zawsze jest nadzieja i ja pomogę Ci ją odnaleźć jeśli będziesz chciał sobie pomóc. - chwyciłam jego twarz i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Gdzie Ty się podziewałaś? - wymamrotał lustrując każdy skrawek mojej twarzy.
Nagle nasze wargi się zderzyły tocząc zawziętą walkę o dominację. Szatyn oparł mnie o maskę samochodu, jedną ręką się podpierając, a drugą badając moje ciało pod bluzką.
Naszą intymną sytuację przerwał klakson samochodu, na co oboje się od siebie oderwaliśmy. Mój przyspieszony oddech i jego spragnione usta. To było zaskakująco przyjemne. Czy było nieodpowiednie? Pewnie tak, ale nie dbałam o to w tamtym momencie.
Cholera, co się ze mną dzieje?
za błędy przepraszam xoxo
podoba się?
pierwsze zbliżenie Justina i Ally:)
zachęcam do komentowania, to motywuje
zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!