sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 05.

Czujecie się czasem tak jakby życie wyrywało się wam spod kontroli? Że wcale nie zamierza być wobec was fair? Potajemnie planuje jak wprowadzić was w błąd, wcale nie obchodzi go wasze życie, ani wasza osoba. Czasami właśnie takie odnoszę wrażenie. Wydaje mi się, że jestem tu niepotrzebna. Niechciana. Odosobniony wyrzutek. Każdego dnia zbiera mi się na refleksje. Staram się to zaakceptować jak i zarówno nienawidzić. 
Czuję się słabsza, tak jakby część mojego człowieczeństwa dawała o sobie znać i próbowała mieć nade mną kontrolę, powrócić. 
Ta Ally sprzed kilkunastu miesięcy nie wróci w całości. Wiem o tym.
Wczoraj w barze, Justin opowiedział mi o swoim życiu, tak jakby mi ufał i się zwierzał. Podstęp? Nie wyglądało to w ten sposób. Zawsze szukam w ludziach oznak wrogości. 
*Flashback*
- Nie wiem skąd, ale kojarzę to zdjęcie. - mruknął ponownie na nie spoglądając.
Zmarszczyłam brwi.
- Kojarzysz? - zapytałam.
- Ten mężczyzna, znam go. - przeczesał włosy dokładnie lustrując fotografię. - Skąd je masz? - zapytał.
Nie mogę mu powiedzieć, że od Markusa, którego zabiłam. To byłoby wbrew moim zasadom.
- Em, to moja ostatnia pamiątka po rodzicach. - szepnęłam zabierając zdjęcie z rąk szatyna.
Chłopak natychmiast się wyprostował i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam współczucie. Było szczere. Nie chciał tego mówić, wiedział, że słowa nic nie zmienią. Czułam jakby doskonale znał uczucie straty bliskiej osoby. 
- Opowiesz mi o tym? - powiedział łagodnym tonem głosu. 
Powinnam? Może ominę parę dość istotnych fragmentów.
- Moi rodzice zginęli niespełna rok temu w wypadku samochodowym, a sprawcy do tej pory nie znaleziono. - westchnęłam. - Więc siedzisz teraz przy stoliku z sierotą. - zaśmiałam się gorzko.
I przy okazji odrobinę minę z prawdą.
- A dalsza rodzina? - uniósł brwi pytająco.
- Kiedy zginęli ukończyłam już 18 lat, więc żadnego sądu nie interesowało, co ze sobą pocznę, zostałam sama. - stwierdziłam.
Chłopak pokiwał głową rozumiejąc. Nie pytał o nic więcej. Byłam mu za to wdzięczna. 
- Wiesz, jeśli będziesz potrzebować pomocy, jestem do Twojej gotowości. - uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Wątpię, że będę potrzebowała pomocy, pracuję sama, ale zapamiętam. - odwzajemniłam uśmiech.
- Ja również straciłem bliskich. W nieco inny sposób, ale z tym samym skutkiem. - spuścił głowę. - Moje dotychczasowe życie niosło ze sobą pewne ryzyko. Nie brałem tego pod uwagę, nie liczyłem się z tym. Myślałem, że jeśli pozostanę czarnym charakterem, jestem kimś. Czułem się jak Alfa. Niestety się przeliczyłem. - wyjaśnił.
Do tej pory nie wiem, co jego słowa miały oznaczać. Nie pozwolił mi bardziej w to wniknąć, a może ja nawet nie próbowałam? To temat do głębszego przeanalizowania. 
Będąc w hotelu, w wynajętym apartamencie, zabrałam się za przeglądanie dokumentów od David'a. 
Nie znalazłam tam nic szczególnego oprócz kilku nazwisk i paru fotografii. Po raz kolejny nie mam żadnych wartościowych poszlak. Las Vegas to miasto, które nigdy nie śpi, znam tu zaledwie kilka ulic i miejsc, co nie jest z korzyścią dla mnie. Chociaż znam kogoś, kto porusza się w tym miejscu o wiele lepiej niż ja, Justin.
Musiałam się do niego wybrać. Był tylko jeden problem. Gdzie ja go do licha znajdę? Mimo tego, że byłam u niego w domu, nie znam nawet ulicy tej posiadłości. 
Włączyłam notebooka i kliknęłam na mapę LV, gdzie przez dobrą godzinę szukałam możliwego miejsca zamieszkania brązowookiego. Próbowałam sobie przypomnieć jak wyglądał dom. Duży, biały budynek z przepięknym ogrodem i balkonem z widokiem na ulicę. 
Znalazłam kilka ulic, jednak mój zarejestrowany w wyobraźni dom, nie pasował do nich. Chwilę potem dostrzegłam posiadłość, wszystko się zgadzało. To musiał być ten dom. Zapisałam adres i pospiesznie schowałam papiery od David'a do torebki i wyszłam z domu. 
Po "złapaniu" najbliższej taksówki, wsiadłam do środka i wręczyłam kierowcy adres prosząc o jak najszybszy dojazd na miejsce. Mężczyzna mnie nie zawiódł, niespełna 15 minut później byłam na miejscu.
Poprzednim razem kiedy tu byłam, nie miałam możliwości doskonalszego obejrzenia budynku z zewnątrz. Justin ma zaledwie 20 lat, nie znam racjonalnego sposobu, aby wyjaśnić w jaki sposób dorobił się takiego majątku. 
Podeszłam do drzwi i grzecznie zapukałam. Ową czynność powtórzyłam dwukrotnie, aż drzwi się uchyliły, a w progu stanął półnagi szatyn z owiniętym ręcznikiem wokół bioder i głupkowatym uśmiechem.
- Cześć. - powiedziałam speszona.
- Miło Cię widzieć, wejdź. - zaproponował.
Posłusznie weszłam do środka i usiadłam na kanapie w salonie. 
- Widzę, że trafiłaś od ostatniego razu. - zaśmiał się.
Nie do końca, ale niech tak uważa.
- Co Cię do mnie sprowadza? - zapytał siadając obok.
On jest w samym ręczniku. Jak ja mam się skupić?! W takiej sytuacji to niemożliwe! Ta niebezpiecznie mała odległość, która nas dzieli. Jego włosy w nieładzie, kropelki wody na torsie... Z niechęcią mogę stwierdzić, że mnie pociąga. Jednak nie dam tego po sobie poznać. Nie dam mu tej satysfakcji. 
- Mógłbyś się najpierw ubrać zanim będziemy rozmawiać? - spojrzałam na niego spod rzęs.
- A na pewno będziemy tylko rozmawiać? Wiesz... Żebym nie był stratny. - zaśmiał się.
- Dupek. - syknęłam.
Chłopak się zaśmiał, po czym wstał kierując się prawdopodobnie do pokoju w celu założenia ubrań. Po paru minutach wrócił przebrany i z powrotem usiadł w tym samym miejscu. 
- A więc? - zapytał spoglądając pytająco.
Sięgnęłam po torebkę, z której wyjęłam dokumenty, a następnie wręczyłam je szatynowi.
Justin spojrzał na mnie zdezorientowany i zaczął przeglądać papiery. 
- Chcę, żebyś mi pomógł. - wyjaśniłam.
- Ale co ja mam zrobić, co to za kartki, nazwiska, zdjęcia. O co chodzi Ally? - zapytał spoglądając w papiery.
- Szukam sprawcy wypadku. Nie znam tu nikogo poza tobą. Ty znasz to miasto jak własną kieszeń, zakładam, że znasz różnych ludzi, więc niechętnie to mówię, ale proszę Cię o pomoc. - powiedziałam spokojnie.
- Wiesz, że to nie są zwykli biznesmeni czy mężczyźni mający kochaną rodzinkę z pięknym ogrodem? - spojrzał na mnie kątem oka.
Przytaknęłam.
Czyli jednak wie coś o tych ludziach. 
- Nie chodzi Ci tylko, aby znaleźć winnego, prawda? - westchnął.
Co mu miałam odpowiedzieć? Nie byłam przygotowana na tego typu pytanie. Milczałam.
- To dla mnie wystarczająca odpowiedź. - powiedział surowo. - Pomogę Ci. - dodał cicho.
Chwila. Naprawdę? Pomoże czy się przesłyszałam?
- Jesteś pewien? - spojrzałam na niego z nadzieją.
- Tak, bo nie chcę pozwolić, żebyś w jakikolwiek sposób ucierpiała. - stwierdził.
Poczułam jak moja twarz robi się purpurowa. Zawstydziłam się. Jego słowa na mnie działają. Zależy mu na moim bezpieczeństwie?
- Jak ręka? - zapytał chwytając ją.
- W porządku. - mruknęłam.
Wprawdzie to nie wiem... Nie zmieniałam opatrunku, nie wiem jak to może wyglądać. Nie przywiązałam do tego dużej uwagi. To tylko cięcie, nie umrę przecież.
- Dlaczego mam wrażenie, że kłamiesz? - oblizał usta spoglądając na mnie.
Dlaczego on to robi? Oh, niech przestanie. 
- Nie zmieniałaś od wtedy opatrunku. Musisz o to dbać. Powinienem Cię ukarać. - ruszył w kierunku kuchni prawdopodobnie po apteczkę, z którą chwilę później wrócił.
Zaczął ostrożnie rozwijać bandaż, a ja czułam coraz ostrzejszy ból. Było znacznie lepiej, gdy tego nie ruszał. Oczyścił ranę, która była dość głęboka, następnie sięgnął świeży opatrunek i zaczął owijać nim rękę. 
- Dziękuję. - szepnęłam kiedy skończył.
- Drobiazg. - wzruszył ramionami.
Jest taki nieprzewidywalny. Na początku udaje zainteresowanego, kusi mnie, a teraz pokazuje swoją obojętność. To irytujące.
- Jutro zabiorę Cię w jedno miejsce jeśli pozwolisz. - stwierdził. - A dzisiaj wykonam jeszcze kilka telefonów i dam Ci znać jeśli będę wiedział coś istotnego. - dodał.
- Jak chcesz to zrobić? - zmarszczyłam brwi.
Chłopak wyjął z kieszeni kartkę po czym zapisał coś na niej i podał mi ją.
- To Ty masz mi dać znać czy się czegoś dowiedziałeś, a tymczasem to ja mam Twój numer. - wstałam i parsknęłam śmiechem.
- W tym momencie liczę na to, że dasz mi swój. - puścił oczko wstając.
- Pozwól, że to przemyślę. - schowałam kartkę do kieszeni i zmierzyłam w kierunku wyjścia.
- Już idziesz? - zapytał z rozczarowaniem.
- Powinnam. - stwierdziłam przygryzając wargę.
- Ja Cię nie wyganiam. Całkiem seksownie wyglądałaś w mojej koszulce i samej bieliźnie. - uśmiechnął się lubieżnie podchodząc coraz bliżej.
- Byłeś w nocy na dole? - zapytałam z oburzeniem.
- To mój dom, chyba mam prawo swobodnie się po nim poruszać. - zaczął się śmiać.
- Gapiłeś się na mnie jak spałam. - zacisnęłam zęby.
- Uspokój się, nie takie rzeczy widywałem, to żadna nowość, wyluzuj. - zmierzwił włosy.
- To chyba nie przypadek, że po raz kolejny w ciągu godziny mam ochotę nazwać Cię dupkiem. - uśmiechnęłam się sztucznie. 
Brązowooki zrobił minę bezbronnego dziecka i wzruszył ramionami.
- Oh, do jutra. - przewróciłam oczami i wyszłam.
- Czyli dasz się jutro gdzieś porwać! - krzyknął zadowolony na co uśmiechnęłam się pod nosem.
To nie jest centrum LV, zanim zamówiłabym taksówkę, pojawiłaby się za około 30 minut, nie wspominając o korkach. Postanowiłam się przejść lecz tym razem z większą ostrożnością. 
Na zewnątrz panowała cisza, jak nigdy. Las Vegas ma jednak ciche miejsca w tym ogromnym mieście grzechu. 
Przemierzając ulice czułam się ponownie obserwowana. To chyba jakaś paranoja. 
Jednak nie bez powodu... 
Nagle obok mnie podjechała czarna furgonetka, z której wyskoczyło dwóch mężczyzn z kominiarkami na twarzy i siłą wepchnęli mnie do środka. Broniłam się, szarpałam. Poczułam jedynie lekkie ukłucie w ramie i chwilę potem obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, a ja popadałam w coraz większą chęć snu, na który nie musiałam długo czekać.
Do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach cygara. Otworzyłam oczy, jednak dalej było ciemno. Próbowałam poruszyć rękoma lecz uniemożliwiło mi ich związanie łącznie z nogami. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co się stało. Co gorsze, nikt nie wiedział, co się ze mną stało.
Starałam się zsunąć z oczu czarny materiał, przez który nie byłam w stanie nic zobaczyć, bez skutku.
- Obudziła się. - usłyszałam niski męski głos.
- Zrób coś z nią, szef dotrze tu dopiero jutro. 
Rozmowa dwóch mężczyzn na mój temat. Czyli nie znalazłam się tu przypadkiem.
Usłyszałam kroki, które z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze, a czarna opaska z moich oczu nagle zniknęła. Uchyliłam powieki, a nad sobą ujrzałam ciemnoskórego mężczyznę. Był dobrze zbudowany, muskularny, przede wszystkim nosił wrażenie silnego. 
- Dzień dobry śpiąca królewno. - powiedział spokojnie.
- Michael, zostaw ją. - nakazał drugi mężczyzna, którego zobaczyłam dopiero, gdy tzw. Michael odszedł.
- Być może jesteś rozkojarzona, zdezorientowana i przerażona, więc pozwól, że wyjaśnię Ci cały wątek, który może wydawać Ci się obcy. - klasnął w dłonie uśmiechając się.
- Jestem Dean, to mój kompan Michael, a Ty moja złociutka jesteś w opuszczonym magazynie, gdzie od bardzo dawna nikt nie zaglądał. - spojrzał na mnie. - Nie radzę krzyczeć, bo po pierwsze, zedrzesz sobie gardło, a po drugie będę zły, a w tym stanie nie chcesz mnie widzieć. - kucnął przy mnie. 
- Dlaczego tu jestem? - szepnęłam zachrypniętym głosem. 
- Osobiście nic do Ciebie nie mam. Kto wie, może nawet bym się Tobą zainteresował, ale jest ktoś komu Twoja obecność bardzo przeszkadza. - położył dłoń na moim udzie lekko je ściskając.
- Zabieraj te ohydne łapy. - splunęłam.
- Auć, niegrzeczna i stanowcza. - wstał i wyjął z tylnej kieszeni nóż, przykładając go do mojego gardła. - Masz szczęście mała suko, że nie mogę Cię zabić. - przejechał ostrzem delikatnie wzdłuż mojej szyi. - Ale to nie znaczy, że nie możemy się zabawić. - dodał docierając ostrzem do mojej klatki piersiowej.
Jednym zwinnym ruchem, rozciął nożem guzik koszuli, którą miałam na sobie. Tą samą czynność powtórzył kilka razy, aż pozostałam w biustonoszu. 
- No proszę, jak tu ładnie. - uśmiechnął się oblizując usta.
- Dean, daj już spokój... - odezwał się Michael.
Mężczyzna przewrócił oczami.
- Masz szczęście. - szepnął do mojego ucha i wyszedł wraz z drugim mężczyzną z pomieszczenia.
Rozejrzałam się po wnętrzu szukając czegokolwiek, co pomogłoby mi w ucieczce stąd. 
Faktycznie znajdowałam się w opuszczonym magazynie, przywiązana do krzesła bez żadnych szans ratunku. 
Komuś przeszkadza moja obecność w Las Vegas. Ktoś próbuje się mnie pozbyć i jeśli szybko czegoś nie wymyślę, naprawdę się pozbędzie. 
Jestem wręcz pewna, że ten człowiek musi być wplątany w śmierć moich rodziców, bo przecież kto inny próbowałby mnie zabić? W sumie naraziłam się kilku osobom, ale zacierałam ślady. Widocznie niezbyt dobrze.
Czy się boję? Wewnątrz czuję namiastkę strachu, ale staram się tego nie pokazywać. Strach to największa oznaka słabości. Każdy człowiek, który widzi strach w oczach swojego wroga, będzie próbował to wykorzystać.
Muszę coś zrobić. Jedyna nadzieja to Justin.
Potrzebuję go.


za błędy przepraszam xoxo

mam nadzieję, że się podoba:)
liczę na komentarze i opinie.
starałam się napisać dłuższy rozdział, oceńcie jak wypadł


zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!


25 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Super rozdział!
      Akcja coraz bardziej się rozkręca, a ja jestem coraz bardziej ciekawa 7 zniecierpliwiona!
      Ale poczekam...
      Czekam cierpliwie na next, twoja niecierpliwa V.V ✌ ✌

      Usuń
  2. boże kocham *.* chciałabym tak pisać jak ty :)
    http://i-am-warrior.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział! przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego:*
    mam nadzieję, że Justin jej pomoże:/ nie wiem czemu, ale mam takie dziwne przeczucie, że jest wplątany w śmierć jej rodziców, ewentualnie w napad na ciężarówkę, którą jechał jej ojciec
    czekam na nn, życzę weny<3
    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega się przestraszyłam, że ją zgwałci :O. Coś mi nie pasuje w tym Justinie. http://glamlipstick.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. oluju mam nadzieję że Justin ją znajdzie :O
    rozdział genialny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale akcja. Lubie to :) Mam nadzieje że Justin jwj pomoże. Czekam na kolejny <3!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciesze się, że jesteś i piszesz takie świetne ff <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne. Czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudoo . Rozdział niesamowity. Czekam na next i weny życzę. Ciekawe komu nie podoba się jej obecność? Justin jako ostatnia deska ratunku. Powoli się rozkręcasz.

    OdpowiedzUsuń
  10. No i jest akcja :)
    Jestem ciekawa czy Justin jej pomoże.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    save-me-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Jedno wielkie WOW *-* Niesamowity rozdział <3 Nie mogę doczekać się nn :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    Więcej informacji na moim blogu: http://four-page.blogspot.com/2015/04/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny!
    Korzystając z tego że ty rownież udostępniłas link u mnie ja rownież to zrobie :)
    Zapraszam do mnie na: www.razorbladelikemybestfriend.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam do mnie :) Ps. Rozdzial jjak zawsze swietny :* czekam na next <3
    http://nietypowahistoria.blogspot.com/2015/04/rozdzia-1-na-srodku-ulicy-w-obdartych.html

    OdpowiedzUsuń
  15. O kurcze! Mam nadzieję, że Justin jej pomoże. Ona musi się z tamtąd wydostać. Nie mogę się doczekać nexta ! Uwielbiam Twojego bloga *.*

    Zapraszam :) :
    www.neversaye.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepraszam. To Ty do mnie zaglądasz, a ja się tak odwdzięczam, że nawet nie zajrzałam. Mój błąd - przepraszam jeszcze raz.
    Bardzo ładny szablon. Z treścią jest wszystko w porządku.
    Rzecz jest tylko jedna - nie przepadam za ff o Justinie. Jeśli dobrze pójdzie to postaram się przełamać i regularnie Cię odwiedzać.
    Przypominam, że jutro pojawia się nowy rozdział. Mam nadzieję, że go przeczytasz.

    Pozdrawiam i ściskam mocno :))

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział bardzo mi się podoba :) Jak zawsze wszystko płynnie i starannie pisane, ani przez moment nie nudziłam się, czytając to. Kim mogą być Ci ludzie, co ją porwali? I, co najważniejsze, czy zdoła zawiadomić Justina o tym, co się dzieje? Chciałabym, by wpadł do tego magazynu i ją uratował jak taki prawdziwy bohater hahaha I wracając do sceny w jego domu... Cholera, jaka szkoda, że ten ręcznik mu nie spadł!

    @TinyDrug

    http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Niech ona sobie kupi samochód 🚗 będzie bezpieczniejsza

    OdpowiedzUsuń