środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 06.

Godziny mijały, a ja w dalszym ciągu znajdowałam się w tym obskurnym budynku, w którym na dodatek byłam sama. Z każdą chwilą coraz bardziej byłam przekonana, że mój czas dobiega końca. To śmieszne, nigdy nie obawiałam się śmierci, nigdy nie pomyślałabym, że mogę skończyć w takich okolicznościach. A teraz? Serce podchodzi do gardła, nieprzyjemne uczucie w żołądku. To strach? 
- Ruszaj się! - krzyknął Dean prowadząc kobietę z zasłoniętą twarzą.
Skąd mogłam stwierdzić, że to kobieta? To proste. Była wyłącznie w samej bieliźnie. Biedna dziewczyna.
- Siadaj. - nakazał zdejmując kominiarkę z buzi dziewczyny.
Zgrabna, ciemnowłosa dziewczyna. Nie wyglądała na dojrzałą osobę, podejrzewam, że może mieć najwyżej 19 lat. 
Zapłakana dziewczyna skuliła się i zaczęła jeszcze bardziej szlochać. Nie wiedziała, co się dzieje. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Co to są za ludzie, ani czego od niej chcą. Miałam ochotę udzielić jej pomocy, ale sama jej potrzebowałam, to było niesprawiedliwe. 
- Rozbieraj się. - syknął w jej kierunku.
Co?! Ma zamiar ją zgwałcić? Bez żadnych skrupułów? Mam ochotę go zabić.
Spoglądałam na przerażoną dziewczynę, która posłusznie zdejmowała ramiączka biustonosza następnie rozpinając go. Widziałam niechęć i strach w jej oczach. Jej mimika twarzy to potwierdzała.
- Co tak zerkasz? Podoba Ci się? Masz ochotę na trójkącik? - zaśmiał się chwytając za kark ciemnowłosą.
Dziewczyna jeszcze bardziej się rozpłakała i poprzestała się rozbierać. 
Co chwilę spoglądałam na nią próbując skojarzyć twarz, bez skutku. 
- Nie dajesz mi innego wyboru. - westchnął ciężko. - Mogło być po dobroci, ale skoro nie... - przechylił głowę i zaczął rozpinać spodnie. 
- Zostaw ją. - odezwałam się.
- O, bohaterka się odezwała. - parsknął śmiechem. 
- Weź mnie. - mruknęłam. 
Nie mam pojęcia, co robię. Staram się być dobrym człowiekiem. Tylko za jaką cenę? Czy aby zostać dobrym człowiekiem, powinno się zostać zgwałconym za kogoś? Dziwne przemyślenia.
- Ciebie? - prychnął. - A co Ty możesz dać mi w zamian? - zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Nie będę stawiała oporu. - przekręciłam głowę na bok.
Mężczyzna podszedł na tyle blisko, że nasze twarze dzieliły milimetry.
- Gdybym mógł Cię dotknąć, nie byłoby tu tej małej zdziry. - syknął przez zaciśnięte zęby. - Spokojnie, jeśli mało Ci wrażeń, poczekaj do jutra. - uniósł kąciki ust uśmiechając się.
- Dean, mamy towarzystwo! - krzyknął z zewnątrz Michael.
Brunet spojrzał na Michaela i pospiesznie wyjął broń zza koszulki i podążył w jego kierunku.
Przywieziona dziewczyna w dalszym ciągu klęczała na podłodze szlochając.
- Hej. - powiedziałam na tyle spokojnym tonem, na ile było to możliwe.
Brunetka uniosła głowę spoglądając na mnie szklanymi oczami.
- Mogę nas stąd wydostać. - szepnęłam.
Dziewczyna zmarszczyła brwi nie bardzo rozumiejąc.
- Podejdź tu. - poleciłam.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - łkała.
- Czy wystarczającym argumentem będzie to, że zostałam porwana, jeśli dobrze myślę, to tak jak Ty.  Siedzę tu od kilku godzin, jestem zmęczona i równie mocno przerażona, więc daj sobie pomóc. - wyjaśniłam.
Dziewczyna niepewnie wstała i wolnym krokiem podeszła do mnie.
- W bocznej kieszeni mam kartkę z numerem telefonu, wyjmij ją i zadzwoń na ten numer. - nakazałam. 
- Nie wiem czy wiesz, ale do dzwonienia konieczna jest obecność telefonu. - skrzyżowała ręce na piersiach.
Doprawdy? Teraz będzie się wymądrzać? Szkoda, że wcześniej się tak nie zachowywała w obecności Deana. 
- Nie pogrywaj ze mną, tylko weź tę kartkę. - syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Na stole leży jego telefon. Wpisz numer i podaj mi go. - powiedziałam.
Dziewczyna zgodnie z moimi wskazówkami wykręciła numer i przyłożyła do mojego ucha.
Po kilku sygnałach ktoś odebrał.,
- Justin? - szepnęłam.
- Ally? Czyli jednak zadzwoniłaś, myślałem, że zrobisz to wcześniej, ale cóż. - zaśmiał się.
- Potrzebuję pomocy. Ktoś mnie porwał. Znajduję się w opuszczonym magazynie, to musi być gdzieś blisko stacji kolejowej. Proszę pomóż, nie zostało mi wiele czasu. Nie dzwoń na ten numer. Jesteś ostatnią deską ratunku. - szepnęłam i nakazałam dziewczynie aby się rozłączyła.
- Nie powiedziałaś mi jak masz na imię. - spojrzałam na dziewczynę odkładającą telefon na miejsce.
- Caroline. - szepnęła wracając na materac.
- Ally. - powiedziałam spokojnie.
Po chwili obie usłyszałyśmy strzały dochodzące z zewnątrz. 

Justin

To był naprawdę nudny dzień. Powoli zbliżał się wieczór, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
Podszedłem do minibaru i wyjąłem z niego whiskey.
- Zapowiada się romantyczny wieczór. - uśmiechnąłem się do butelki.
Siadając na kanapie poczułem wibracje telefonu, który wyjąłem spod poduszki. Na ekranie widniał nieznany numer. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem do ucha.
- Justin? - szepnął ktoś.
W środku poczułem, że to mogła być ona.
- Ally? Czyli jednak zadzwoniłaś, myślałem, że zrobisz to wcześniej, ale cóż. - zaśmiałem się.
- Potrzebuję pomocy. Ktoś mnie porwał. Znajduję się w opuszczonym magazynie, to musi być gdzieś blisko stacji kolejowej. Proszę pomóż, nie zostało mi wiele czasu. Nie dzwoń na ten numer. Jesteś ostatnią deską ratunku. - szepnęła i się rozłączyła.
Co to do cholery było? Przez dłuższy moment nie wykonywałem żadnego ruchu, tak jakbym był skamieliną. 
Ona ma kłopoty. Zwróciła się do mnie, ufa mi i potrzebuje mojej pomocy. Natychmiast wstałem i spojrzałem na stolik, gdzie leżał alkohol.
- Nasz wieczór będzie musiał jeszcze trochę poczekać. - mruknął idąc w kierunku sypialni.
Podchodząc do jednej z półek z rzekomymi książkami, wyjąłem róg jednej z nich, a cała ściana się otworzyła udostępniając mi wejście do innego pomieszczenia.
Dawno tu nie zaglądałem. To miejsce nie należy do jednych z tych, z którymi powinny wiązać się dobre myśli czy wspomnienia. To jedynie szare, puste i bezduszne miejsce, które muszę wykorzystać do odnalezienia Ally.
Uruchomiłem wszystkie niezbędne urządzenia i zabrałam się za przeglądanie planu miasta. 
Co chwilę powtarzałem sobie jej słowa "Ktoś mnie porwał. Znajduję się w opuszczonym magazynie, to musi być gdzieś blisko stacji kolejowej. Proszę pomóż, nie zostało mi wiele czasu".
Zabrałem się za przeszukiwanie wszystkich możliwych stacji kolejowych i dokładne analizowanie miejsc, przez które one prowadzą. Nie miałem poszlak. Nie miałem tak naprawdę nic. Mogłem się zdać jedynie na jej słowa i własny instynkt.

Ally

- Zabiję go! - wrzasnął Dean wchodząc do środka podpierając się o Michaela.
- Mówiłem, że to zły pomysł... - pokiwał przecząco głową.
Dean objął ręką swój brzuch i usiadł na materacu klnąc co chwilę.
Kiedy jego dłoń zniknęła z brzucha, mogłam dostrzec zakrwawioną koszulkę w okolicy brzucha. Ktoś go postrzelił. Wprawdzie nie jest mi przykro, zasłużył na to. Według mnie zasłużył na śmierć. Każdy mężczyzna próbując zgwałcić jakąkolwiek kobietę, w moich oczach jest zerem. To nie świadczy o jego sile, dominacji czy pozycji w społeczeństwie, tylko o dokładnych tego przeciwieństwach. 
Jedyne, co poprawiało mi w tym momencie humor, to fakt, że nie może już skrzywdzić Caroline, ani mnie. 
Od kilku godzin mam zaszczyt słuchać tylko narzekań Deana na jego stan. Jego wszystkie plany dotyczące mnie. W zasadzie nie mówi nic nowego, stale się powtarza, co zaczyna być bardzo irytujące, a ja zaczynam tracić nadzieję, że Justin tu przybędzie.
Może uznał ten telefon za żart? Jakiś durny dowcip? Może nawet mnie nie rozpoznał. Moja wszelka nadzieja została pogrzebana. 
Nagle telefon leżący na stole zaczął dzwonić. Obawiałam się. W tej chwili byłam przerażona, że może poznać prawdę. 
- Tak? - odebrał postrzelony mężczyzna. - Jak to? - burknął. - Gdzie? - zacisnął pięści. - Właśnie zostałem postrzelony, do cholery! Jak mamy to zrobić?! - wrzasnął do słuchawki. - Dobra, za godzinę tam będziemy. - powiedział po czym się rozłączył.
Brunet chwilę przeglądał telefon, a następnie wstał i krzywiąc się z bólu podszedł do mnie.
- Gdzie do kurwy nędzy dzwoniłaś? - syknął.
Nie miałam zamiaru się odzywać, niech zapomni, że cokolwiek mu powiem. Milczałam.
Po chwili poczułam nagłe i dość mocne pieczenie w okolicy policzka. Zostałam spoliczkowana.
Poczułam napływające łzy do moich oczu. Nikt nigdy jeszcze mnie tak nie potraktował. Czułam się upokorzona.
Brunet chwycił mój zabandażowany nadgarstek i szybkim ruchem pozbawił go białego materiału, pozostawiając na widoku ranę. 
- O proszę, mam nadzieję, że nie boli. - spojrzał na rękę, a następnie na mnie.
Wyjął z kieszeni nóż i bez zastanowienia wbił w ranę powodując straszny ból. Jedyne, co mogłam zrobić to zacisnąć zęby, nie pozwolić wydostać się łzom na zewnątrz i czekać aż to minie.
- Kimkolwiek jest osoba, do której dzwoniłaś nie znajdzie Cię. - przerwał. - Wiesz dlaczego? Bo wyjeżdżamy stąd maleńka. - dodał uśmiechając się.
Co? Nie! - krzyczała moja podświadomość.
- Michael, zabieraj je! Jedziemy stąd. Szef miał pewne komplikacje z dojazdem, więc my przyjedziemy do niego. - spojrzał na mnie puszczając oczko.
Ciemnoskóry mężczyzna rozwiązał moje dłonie i chwycił za włosy prowadząc do wyjścia.
Spojrzałam na Caroline, która szła posłusznie obok mnie. 
Kiedy wyszłyśmy na zewnątrz usłyszałam jedynie ciężkie westchnięcie. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam nieprzytomnego Michaela, a nad nim stał Justin.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę. - powiedziałam wtulając się w chłopaka.
- Już jesteś bezpieczna. - pogładził moje plecy szepcząc kojące słowa otuchy. - Musimy iść. - szepnął.
- Ale ona idzie z nami. - wskazałam na Caroline, która przyglądała się całej sytuacji.
Nie mogłam jej zostawić po tym wszystkim. Ja się szybko pozbieram, ale czy ona również jest taka silna? 
- Kto to jest? - zapytał marszcząc czoło.
- Caroline, to dzięki niej nas znalazłeś. - westchnęłam.
Chłopak pokiwał głową rozumiejąc.
- Czyżbyście zapomnieli, że ja też tu jestem? - odwróciłam się i ujrzałam Deana stojącego w progu budynku z bronią w dłoni. - Witaj Justin. - uśmiechnął się. - Ile to już czasu. - powiedział kręcąc głową.
On zna Justina? Skąd? Jak to możliwe? Nic nie rozumiem.
- Nie mam Ci nic do powiedzenia. - szatyn wyjął broń i strzelił dwukrotnie w klatkę piersiową mężczyzny. 
Brunet upadł na ziemię plując krwią.
- Idziemy. - powiedział stanowczym tonem i chwycił moją dłoń.
- Auć! - pisnęłam.
Chłopak się zatrzymał i spojrzał na rękę. 
- On Ci to zrobił? - syknął.
- To już nie ma znaczenia, zabiłeś go. - szepnęłam spuszczając głowę.
Tak. Justin właśnie zabił człowieka. Dziwnie się czuję z tą wiadomością. To zupełnie, co innego, gdy ja popełniam zbrodnię. 
- Widzisz właśnie, co się dzieje jak bierzesz sprawy we własne ręce! Przekonałaś się jakie jest ryzyko! - spojrzał na mnie mówiąc stanowczym tonem.
Takiego szatyna jeszcze nie widziałam.
- Nigdy więcej tego nie rób. - chwycił moje obolałe ciało wtulając w swoją klatkę piersiową.
Skoro tak zareagował na rękę, obawiam się, co powie na spoliczkowanie. Chociaż wcale nie muszę mu o tym wspominać. Jest to niechętnie wspominane uczucie, więc myślę, że obejdzie się bez tego drobnego szczegółu.
- Zawieź mnie do hotelu. - szepnęłam czując narastającą gulę w gardle.
Miałam ochotę się rozpłakać jak mała dziewczynka. Przeważnie dusiłam w sobie emocje, uważałam, że tak jest lepiej, a tymczasem one wszystkie powracają ze zdwojoną siłą. Sądziłam, że mogę je oszukać, a wychodzi na to, że to ja zostałam na straconej pozycji.
- Chyba nie sądzisz, że zostawię Cię samą w hotelu. - przeczesał dłonią włosy. - Jedziesz do mnie. - przerwał. - I zostaniesz dopóki Twój stan się nie poprawi. - dodał.
Całą drogę milczałam. Zresztą wszyscy milczeliśmy. Cisza jest najlepszym ukojeniem. 
Będąc w domu brązowookiego, miałam już wyłącznie ochotę na kąpiel. Chciałam zmyć z siebie te wszystkie nieprzyjemne wspomnienia związane z dniem dzisiejszym. Jednak uprzedziła mnie Caroline, która zajęła łazienkę tuż przede mną. 
- Skończone. - szepnął szatyn chowając opatrunki do apteczki.
- Dziękuję, po raz kolejny. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie udawaj. - pokręcił głową.
Zmarszczyłam czoło. O co mu chodzi?
- Nie udawaj, że wszystko jest w porządku, nie próbuj się na siłę uśmiechać, nie wmawiaj sobie, że nic się nie wydarzyło... Bo jaki przeciętny człowiek po tym wszystkim, co przeszłaś udawałby, że nic się nie stało? - chwycił moją dłoń gładząc knykcie.
- Nie udaje. Staram się do tego przywyknąć. - mamrotałam. - Dzisiaj, kiedy cały czas tam byłam, miałam choć odrobinę nadziei na to, że mnie znajdziesz. Kiedy Cię zobaczyłam, nie myślałam o niczym innym jak tylko wtulić się w Ciebie. Dziękuję, to było naprawdę wiele z Twojej strony. - szepnęłam.
- Nie dziękuj po każdym wypowiedzianym zdaniu, bo zaczynam sądzić, że do końca życia będziesz tak mówić. - parsknął śmiechem.
- Może kiedyś przestanę. - uniosłam kąciki ust.
Może to dziwne, ale czuję się przy nim bezpieczna, mimo tego, że prawie go nie znam. Nawet mimo tego, co dzisiaj zrobił. 
- Dalej czujesz potrzebę odszukania sprawcy? - zapytał.
- Nie wiem już sama. Dużo poświęceń się z tym wiąże. - stwierdziłam.
- Daj sobie czas. - polecił.
Może tak właśnie powinnam zrobić. Może to będzie nowy początek... Początek czegoś.


za błędy przepraszam xoxo
ZMIANA W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"

myślę, że rozdział wystarczająco długi
liczę na wasze komentarze
miłego czytania:)

zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!


29 komentarzy:

  1. Jejj *.* Superr :D Uwielbiam takie akcje hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział =)
    Cieszę się, że Justin ją uratował.

    Pozdrawiam mordko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. super *.* kocham twojego bloga <3 <3 <3 czekam na next ;)
    http://its-not-gonna-be-so-easy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaa uratował ją, uratował i bardzo dobrze :) Właśnie miałam taką nadzieję, że jej pomoże.
    Rozdział genialny :D
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    save-me-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam że ją znajdzie!! Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega =^.^= bardzo mi sie podiba ten rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Brak czasu:) Oba świetne. Czekam na next. Pozdrawiam, Weronika z believe-in-the-spirit-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Justin to bochater!!! ♥ Ally jaka biedna :( Ale jak on mógł jej zrobić takie coś w rękę :o A biedną Caroline prawie zgwałcili ;-; Jus zabija? :> Ale fajnie <: Ale Dean i Michel to są chuje za przeproszeniem >:[ Ale rozdział śliczny, nawet prześliczny ♥ Nadużywam emotek wiem XD Zapraszam do mnie: historialeonetty.blogspot.com <3
    Ni♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow! ZATKAŁO MNIE :o Wszystko świetnie opisane. Zauważyłam błędy, dlatego rada przy pisaniu kolejnego posta - napisz co masz na myśli, a później poprawiaj błędy.
    Pozdrawiam i ściskam, dziękuję za komentarz u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Misiu zapraszam do siebie :) Poleciłam Twojego bloga pod notką <3
    http://bieberstouch-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe ff Na pewno będę śledzić twoją twórczość :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Meeeega *__* podoba mi sie bardzo i czekam na kolejne ciekawe jak sie to dalej potoczy ;) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny!świetna fabuła
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  14. Blog jest niesamowity ♥ mogłabyś mnie informować o rozdziałach? @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  15. genialny rozdział czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Aww *-* Ally nareszcie zaczyna ufać Justinowi :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Uff Justin ją uratował. Rozdział genialny jak zawsze *.* niech oni będą razem ! :D Uwielbiam to! nie mogę się doczekać nexta! < 33

    OdpowiedzUsuń
  18. Genialny rozdzial:*

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej :) zostałaś nominowana do Libester Blog Awards :) więcej informacji znajdziesz tutaj ---->http://its-not-gonna-be-so-easy.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzisiaj zaczelam czytac to opowiadanie i matkoo. Jestem zakochana. Super piszesz

    OdpowiedzUsuń
  21. Mega ! Super ff ;** Życzę weny i czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten blog został nominowany do Liebster Blog Award. Więcej informacji na stronie: http://jednozdarzenie.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-award-2.html

    OdpowiedzUsuń
  23. A już myślałam że jej nie odnajdzie 💜

    OdpowiedzUsuń