Z nerwów nie wiedziałem od czego zacząć, aż poczułem wibracje w kieszeni. Ostrożnie wyjąłem telefon spoglądając na nadawcę.
- Czego? - syknąłem.
- Justin. Mam tu gościa, zgadnij kogo. - zaśmiał się.
- Jeśli coś jej się stało... - nie dokończyłem.
- Tak, tak. Rozumiem...
- Zabiję Cię. - wrzasnąłem do słuchawki.
- Pilnuj się chłopcze. Pamiętaj, że to ja tu rządzę i to moje zasady. - rozkazał. - Jeśli chcesz ją ujrzeć, przyjedź do opuszczonego magazynu na końcu miasta, przy drodze 302. - powiedział, po czym się rozłączył.
Cholera! Wszystko się pieprzy! Wiedziałem, że tej nocy padną trupy, nie byłem tylko pewien, po której stronie...
Od razu wsiadłem do auta i pojechałem do starego znajomego, który był mi winien przysługę.
- Terry! Otwieraj! - dobijałem się do drzwi.
Po chwili w progu stanął chłopak ze zdziwioną miną.
- Justin? Co jest? - zapytał drapiąc się po głowie.
- Potrzebuję pomocy. - mruknąłem wchodząc do środka.
Zmieszany blondyn stanął przede mną ze skrzyżowanymi rękoma.
- Nie baw się w podchody, gadaj o co chodzi. - wywrócił oczami.
- Porwał ją... Przetrzymuje w starym magazynie. Nie mam ludzi, potrzebuję Twojej pomocy aby ją odbić. - przeczesałem włosy dłonią czekając na jego odpowiedź.
- Za dużo wymagasz, Bieber. - pokręcił głową. - Nie mogę pozwolić narazić swoich ludzi tylko dlatego, że jestem Ci coś winien. - pokręcił głową.
- Tylko kiedy Vanessa miała kłopoty, wiedziałeś do kogo się zwrócić. - prychnąłem.
Chłopak ciężko westchnął i zmierzwił włosy dłonią.
- Kiedy chcesz to zrobić? - zapytał spoglądając na mnie.
- Dzisiaj albo nigdy. - szepnąłem.
Robiło się późno. Miasto o tej godzinie nie bywało bezpieczne, a tym bardziej jego okolice. Nie miałem wyboru.
Terry zwołał swoich ludzi i dokładnie oboje objaśniliśmy im nasz plan. Nie wszystkim przypadł do gustu, ale tak samo nie mieli wyjścia. Musieli się dostosować.
Uzbrojeni i gotowi ruszyliśmy na... bitwę?
Po około godzinie dotarliśmy na miejsce. Dyskretnie zaparkowaliśmy w pobliżu lasu. Resztę drogi pokonaliśmy pieszo. Zza pleców wyjąłem pistolet w momencie, gdy budynek był widoczny, a w środku było widać postury. Cicho podeszliśmy do okien, a w jednym z nich ujrzałem Ally.
Nie wyglądała na przerażoną. Była twarda, choć wiedziałem, że się boi. Była przywiązana do krzesła. Obok niej stał pieprzony Dean z fałszywym uśmieszkiem, a jeszcze dalej mój wuj. Jak zwykle w nienagannym stroju i cygarem w dłoni.
Kevin ze Scootem zajęli się ochroniarzami, a my czekaliśmy na znak.
- Dalej. - szepnął Kevin pokazując gestem dłoni.
Bez zastanowienia wbiegłem do środka z pistoletem wycelowanym w wuja.
- Zostaw ją, albo Cię rozwalę. - syknąłem.
- Justin, długo zajęło Ci przybycie tu. Już myślałem, że Ci na niej nie zależy. - parsknął śmiechem.
- Nie pieprz głupot. To mnie chcesz. Jej w to nie mieszaj. - splunąłem.
Mężczyzna pokręcił głową...
- Chyba nic nie rozumiesz. - westchnął. - Jej potrzebuję i to bardzo, a Ty w tym momencie jesteś tylko dodatkową kulą u nogi. - stwierdził.
Spojrzałem na dziewczynę i poczułem jak moje serce się rozpada. Nie zasłużyła sobie na taki los.
- Powiedz mi chłopcze... Już ją zaciągnąłeś do łóżka? - zaśmiał się. - Może teraz warto powiedzieć jej prawdę. - spojrzał na mnie.
W co on pogrywa?
- Może warto powiedzieć, że to wszystko było zaplanowane? Wasza znajomość. To była czysta formalność. W sumie wypadałoby wspomnąć też o tym, że to do mnie miałeś ją przyprowadzić, a tymczasem musiałem wszystko zrobić osobiście. - pokręcił głową. - Spójrz na nią. Biedna, zagubiona dziewczynka, która dała się oszukać takiemu posłańcowi jak Ty. - skrzyżował ręce.
- Nie prowokuj mnie! - wrzasnąłem.
Cała złość we mnie... Czułem, że zaraz eksploduje. Miałem ochotę zastrzelić go od razu.
- Proszę Cię, gdyby nie ja, nie wiedziałbyś, że ona istnieje. - wskazał dłonią w jej stronę.
- Może i nie, ale nie mam zamiaru Ci za to dziękować. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby z zamiarem wystrzelenia pocisku.
Upadłem.
Coś poszło nie tak... Spojrzałem na mężczyznę, który powinien umierać. Stał nad Ally i celował w jej głowę. Zostałem pchnięty. Tracąc równowagę upadłem na podłogę. Moja broń została kilka metrów dalej, a ja miałem teraz gorszy problem. Dean zacisnął dłonie na mojej szyi próbując mnie udusić. Jego uścisk był naprawdę silny, a mi powoli zaczynało brakować powietrza. Czy tak właśnie skończę? Uduszony przez tego dupka?
Gwałtownie wciągnąłem powietrze i zamiast Deana, ujrzałem nad sobą Kevina.
- Wstawaj! - krzyknął osłaniając mnie.
Powoli się podniosłem i zobaczyłem leżącego obok Deana. Teraz byłem przekonany, że nie żyje.
- Dzięki stary. - wymamrotałem podnosząc broń.
Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie mogłem znaleźć Ally, ani wuja.
Wybiegłem na zewnątrz i zobaczyłem tylko odjeżdżające auto.
- Nie tym razem. - mruknąłem do siebie i wycelowałem w auto kilkakrotnie.
Po chwili wysiadła z niego Caroline z fałszywym uśmieszkiem.
- Gdzie ona jest?! - wrzasnąłem celując w nią.
- Spokojnie, już dawno zabrał ją do swojego burdelu. - uśmiechnęła się.
- Masz na myśli to miejsce, w którym się sprzedawałaś, a teraz robisz za jego maskotkę licząc, że tam nie wrócisz? - prychnąłem i pospiesznie ruszyłem w miejsce, gdzie zostały samochody.
- To było ostatnie, co powiedziałeś przed śmiercią. - syknęła.
Po chwili rozeszły się dwa strzały, na co gwałtownie się odwróciłem.
Caroline leżała z pistoletem w ręku, z dwoma postrzałami w głowę. Spojrzałem w drugą stronę, gdzie stał Terry.
- Spłaciłem swój dług. - skinął głową.
Dobrze wiem, że gdyby nie on, zapewne już bym nie żył. Jestem mu wdzięczny.
Wsiadłem do auta i bez zastanowienia pojechałem w miejsce, gdzie prawdopodobnie znajdowała się dziewczyna.
Ostrożnie podjechałem pod budynek, załadowałem magazynek broni i wysiadłem kierując się do środka.
Ally
- Dlaczego od razu mnie nie zabiłeś? - syknęłam.
- Bo mam pewne plany związane z Tobą. - uśmiechnął się podchodząc bliżej. - Taka ładna buzia. - przerwał. - Nawet nie wiesz jakie dochody mi zapewnisz, kiedy będziemy już w Miami. - uniósł mój podbródek.
- Pieprz się. - splunęłam.
On mnie nie chce zabić. On chce zrobić coś znacznie gorszego... Wolałabym zginąć niż być do końca życia jego dziwką.
- Wstawaj, idziemy. - nakazał.
- Ona nigdzie nie idzie. - do pomieszczenia wszedł Justin z pistoletem w dłoni nakierowanym na owego mężczyznę.
- Cwany jesteś. - pokręcił głową.
- Mogę dla Ciebie dalej pracować, zabijać jak kiedyś, ale ją zostaw w spokoju. - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nic nie pojmujesz... Ona, ani Ty się dla mnie nie liczycie. Jesteście bezwartościowi. - wzruszył ramionami.
- Więc ją puść. - zażądał.
- Nie ma tak łatwo chłopcze. - przetarł twarz dłonią. - Powiedz mi może lepiej czy znalazłeś Bonnie? - przerwał. - Podobno jest w Atlancie, cała i zdrowa. Bez wiedzy, że ktoś jej szuka. - westchnął.
- Ta Bonnie? - otworzyłam szeroko oczy.
- Widzę, że też już o niej słyszałaś. - zaśmiał się klaszcząc w dłonie.
Spoglądałam na poczynania Justina. Nie był sobą. Nigdy go takiego nie widziałam. Był zachłanny, jakby bez duszy. Nicość. Wyłączna pustka w oczach.
Szatyn spojrzał na mnie kiwając głową. Planował coś, a ja miałam mu w tym pomóc.
- Teraz! - krzyknął, a ja z całej siły uderzyłam mężczyznę w krocze.
Natychmiast podbiegłam do szatyna chowając się za nim i próbując uwolnić się z wiązań.
Justin zaczął strzelać i po krótkiej chwili upadł na ziemię sycząc z bólu.
- Justin! - wymamrotałam podbiegając do niego.
- Nic mi nie jest. Dokończ to. - szepnął podając mi pistolet.
Podniosłam się spoglądając na człowieka, który zlecił zabójstwo moich rodziców. Człowieka, który zniszczył moje życie. Bez żadnych skrupułów nacisnęłam na spust.
Mężczyzna upadł na ziemię, a broń, którą trzymał wypadła mu z dłoni.
W końcu. Zakończyłam ten chory rozdział w życiu. Zabiłam go.
Czy czuję się lepiej? Czy po zabiciu kogoś można poczuć się lepiej?
Schowałam pistolet i od razu zbliżyłam się do szatyna, który został postrzelony.
- Gdzie Cię postrzelił? - zapytałam spoglądając na niego.
- Nic mi nie jest. - zaczął powoli wstawać. - Wracajmy. - szepnął chwytając moją dłoń.
- Kulejesz. Może lekarz powinien to zobaczyć? - zaproponowałam.
- Jeśli to zobaczy, wezwie policję i zaczną się pytania. Dam radę. - zapewnił.
Wychodząc z budynku zauważyłam kilku mężczyzn podchodzących do Justina.
- Jak się trzymasz? - zapytał jeden z nich.
- W porządku, jesteście w komplecie? - spojrzał na nich.
- Tak, na całe szczęście. - kiwnął głową.
- Dzięki za wszystko. Lepiej jedźcie stąd. - polecił i uścisnął dłoń jednego z nich.
Chwilę później podszedł do mnie.
- Jak się czujesz? - zapytał spoglądając w oczy.
Czytał w nich. Wiedział jak się mogę czuć, więc po co pytał...
- Przepraszam, że musiałaś przez to przejść. - objął mnie.
- Nie. - odsunęłam się. - Przemyślałam wszystko. Wyjeżdżam. - oznajmiłam.
Wiem, że to co teraz mówię, może być dla niego szokiem, ale w końcu przyjechałam tu tylko w jednym celu. Teraz, gdy załatwiłam swoje porachunki, mogę zacząć wszystko od początku, jako nowa osoba.
- Co? - szepnął nie dowierzając. - Nie możesz. - pokręcił głową.
- Muszę. - spuściłam wzrok.
- Chodzi o mnie? O to, że od początku nie powiedziałem Ci prawdy? - wyrzucił ręce w powietrze.
- Nie chodzi o Ciebie. Chodzi o mnie. Muszę zacząć od początku. Wszystko. - stwierdziłam.
Czułam się okropnie mówiąc mu to wszystko po tym, ile dla mnie zrobił.
- Wiedziałeś, że to nie będzie trwało wiecznie. - mruknęłam. - Oboje wiedzieliśmy, więc teraz nie mamy prawa mieć o to pretensji. - skrzyżowałam ręce.
- Ale ja Cię kocham, nie możesz tak po prostu odejść! Odejdę z Tobą! - chwycił moje dłonie.
- Nie! - krzyknęłam. - Muszę zacząć wszystko od początku, bez Ciebie. - odsunęłam się.
Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Ciężko jest rozstawać się z kimś, kogo darzy się uczuciem. Czułam narastającą gulę w gardle. Musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce nim zmienię decyzję.
Podeszłam do chłopaka składając ostatniego całusa na jego policzku.
- Do zobaczenia. - szepnęłam oddalając się.
Dotarłam do hotelu i natychmiast zaczęłam się pakować. Jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl to powrót do Londynu.
przepraszam za błędy xoxo
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale ciągle coś mi wypadało, albo najzwyczajniej w świecie nie miałam weny do pisania. Tak samo było z tym rozdziałem, napisałam go, bo musiałam w końcu coś napisać. Nie wiem jak to wyszło, sami oceńcie.
TO NIE JEST KONIEC OPOWIADANIA!
zapraszam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga
CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!
Kocham kocham kocham ❤️ czekam na nexta 😘😍
OdpowiedzUsuńNaprawdę wspaniale piszesz. Kocham twoje opowiadania naprawdę ♥
OdpowiedzUsuńOMG... Nie potrafię uwierzyć w to, co właśnie się dzieje.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Pragnęłam, aby nigdy się nie kończył.
Zakończenie- bomba. Niech Justin leci, znajdzie ją i niech na zawsze będą razem.
Kocham to.
Czekam na next i weny życzę. KC :***
Ally nie może wyjechać bez Justina. Przecież oni mają być razem. To się musi zakończyć happy endem. Rozdział wyszedł Ci genialnie i mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej, bo już nie mogę się doczekać co będzie dalej. Boże... te ff jest cudowne. Uwielbiam je. Życzę weny przy pisaniu :) @Alex41798
OdpowiedzUsuńOch boże! Nie mam słów! Wyszło Ci genialnie.. Jebana perfekcja w skrócie! Aww *-* Ale dlaczego Ally go zostawia? :( Czekam na nn <33 pozdrawiam i życzę dużo weny! /Lulu
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńOmom <33 Kocham to <3 Czekam na nn :) Weny <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział <3 Cieszę się, że wróciłaś <3 Mam nadzieje że pisanie jest dla cb przyjemne :) Weny i next szybko :D
OdpowiedzUsuńUff a ja się wystraszyłam ze to koniec. Ale szkoda mi Justina. Dlaczego ona musi wyjeżdżać ? :( Jestem ciekawa jaki będzie dalszy ciąg *.* Życzę weny I czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Justin pojadzie za nią ☺ Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńZajebiste *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam nn ;* Życzę weny ! 💖
OdpowiedzUsuńHej twoje opowiadanie dopiero odkryłam ale bardzo mi się podoba więc nominuję cię do LBA http://byidealnie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper rozdział mordko <3
OdpowiedzUsuńKocham♥
OdpowiedzUsuńZizi♥
świetny, to jest na prawdę genialnie !
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
To jest Boskie! zapraszam do siebie na wattpad'a!
OdpowiedzUsuńhttp://www.wattpad.com/story/36514735
Cuuudo *-*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział.
http://life-after-death-is-not-the-end.blogspot.com
Kath.
Hey! Mogłabym prosić adres email, żebym mogła wysłać szablon?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Eternity
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńkotfilemon1@vp.pl :)
OdpowiedzUsuńMatko! Jak ona mogla go zostawic do cholery?! Oni musza byc tazem ! Super rozdział. Zapraszam do mnie http://the-shadow-of-your-heart-jb.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńNo właśnie jak ona mogła go zostawić po tym co dla niej zrobił i na dodatek powiedział że ja kochasz 😢
OdpowiedzUsuń