niedziela, 4 października 2015

Rozdział 14.

Przez kilka sekund stałem w bezruchu. Chciałem coś powiedzieć, zrobić jakiś gest, ale nie mogłem. To było ponad moje siły.
- Witaj. - mruknęła delikatnie unosząc kąciki ust.
Przeczesałem włosy dłonią, biorąc głęboki oddech.
- Usiądźmy. - zaproponowałem po chwili.
Dziewczyna przytaknęła i posłusznie usiadła przy zarezerwowanym stoliku.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem tyle pytań...
- Co u Ciebie? - zapytała spoglądając w moją twarz z lekkim... żalem?
- Pytasz jakby miało to większe znaczenie. - warknąłem. 
Może i minęło sporo czasu, ale ja nie zapomniałem. 
- Przejdźmy do sedna. Po co to spotkanie? - zapytałem krzyżując ręce.
Bonnie przez chwilę siedziała wpatrzona w jeden konkretny punkt, aż z jej ust wypłynęły słowa.
- Nie zabiłam naszego dziecka. - wyszlochała.
Nonsens. Przecież wiem, co widziałem tamtego dnia, prawda?
- Przyszli po mnie. Wiedzieli, że po dobroci się nie dam, więc grozili, że ją zabiją. - sposób w jaki wypowiadała te słowa, sprawiał, że miałem dreszcze. - Mimo tego, że z nimi poszłam, parę dni później dowiedziałam się, że i tak Natasha nie żyje... - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą natychmiast starła.
- Skoro to prawda, dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? - zacisnąłem pięści.
- Wiedziałam, że i tak byś mi nie uwierzył... Byłeś wtedy tak oddany swemu wujowi, że moje oskarżenia od razu poszłyby w las... - spuściła głowę.
- Poczekaj... Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałem zszokowany. - Sugerujesz, że to mój wuj? - zapytałem krzywiąc się.
Dziewczyna niechętnie przytaknęła.
To niedorzeczne. Absurd. Nie potrafię przyswoić do siebie tej myśli. Wiem jakim był człowiekiem, ale nigdy nie posądzałbym go o zabójstwo mojego dziecka. Coś jest na rzeczy, nie mówi całej prawdy.
- Pieprzysz głupoty. - zacisnąłem szczękę nie mogąc dłużej słuchać tych bredni.
- Justin, spróbuj to zrozumieć. Dlaczego miałabym teraz się do Ciebie odzywać i powracać do okrutnej przeszłości? - zapytała ciężko wzdychając.
- No nie wiem... Ty mi powiedz. - rzuciłem oschle z kamienną twarzą.
Nie. Nie dam się tym razem oszukać, nie dam się zmanipulować. Dojrzałem i nie jestem już gówniarzem, który bezgranicznie ufa.
- Przyszłam tu, żeby Ci wszystko wyjaśnić. Powiedzieć prawdę. - spuściła głowę. - Ale również przyszłam prosić Cię o pomoc. - spojrzała na mnie ciemnymi oczami, których nigdy wcześniej nie ujrzałem. Nie można było dostrzec w nich czułości jaką zawsze była obdarowana. Ciemność, nicość i gniew - w jej oczach było widać wyłącznie to.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłem czoło.
- Parę lat temu, zamordowano mojego narzeczonego. Mimo wielu prób ucieczki od gangsterów, morderców, broni, to zawsze wlokło się za mną. Zabito Markusa, a ja chcę znaleźć osobę, która jeszcze o tym nie wie, ale będzie żałować, że go tknęła.
Czyli jednak to spotkanie nie miało na celu wyłącznie rozpatrzenia starych spraw. Do przewidzenia.
- Dlaczego miałbym Ci pomóc? - skrzyżowałem ręce.
- Bo wiem, że za napad w 2012 roku na firmę Bridgesa, był Twoją sprawą. Pieniądze, których rzekomo nie miał, stały się Twoją własnością. - uniosła kąciki ust w figlarnych uśmieszku.
Podstępna suka.
- Zamknij się. - syknąłem na co dziewczyna spoważniała.
Co teraz? Zaczyna się pieprzyć.
- Pomóż mi znaleźć tego, kto to zrobił, a przyrzekam, że więcej mnie nie zobaczysz. - zaznaczyła.
- Masz jakieś informacje na temat pobytu? - zmierzwiłem włosy.
Kolejny raz mieszam się w to gówno. Miałem żyć na czystych warunkach i bez żadnych czarnych interesów.
- Kobieta. Londyn. Informacje na jej temat są mało komu znane, bardzo starannie likwiduje ślady, ale dla doświadczonego zabójcy, nie jest nie do znalezienia. - wyjaśniła. - Jutro spotkamy się w Twoim klubie i lepiej, abyś był gotowy wyruszyć w drogę. - ostrzegła po czym wstała i opuściła pomieszczenie.
To nie jest ta sama dziewczyna, co wcześniej. Zmieniła się. W sumie jak każdy. Przez dłuższą chwilę siedziałem w kawiarni, próbując przyswoić do siebie wszystko, co wydarzyło się kilka godzin temu. 
Chcąc bądź nie chcąc, musiałem się zgodzić. Musiałem zadbać o to, aby sprawa z Bridgesem nie ujrzała światła dziennego. 
Wyjąłem banknot z kieszeni, rzuciłem na stolik i wyszedłem.
Kilkanaście minut później byłem pod klubem. 
- Witam szefa. - skinął głową jeden z ochroniarzy.
- Cześć Derek. - przywitałem się i pospiesznie wszedłem do środka. 
- Justin! - przeciągnęła Lolly wieszając swoje gorące dłonie na mej szyi.
- Nie teraz. Nie mam do tego dziś głowy. - warknąłem odsuwając od siebie skąpo ubraną dziewczynę.
Nie mam czasu na pieprzenie z nią. Chyba zaprzestanę korzystania z jej usług. 
Wszedłem do swojego biura i natychmiast wybrałem numer Marshalla.
- Justin? Co jest? - usłyszałem zaspany głos.
- Nie obchodzi mnie, co teraz robisz, ani gdzie jesteś. - przerwałem. - Za godzinę masz być w klubie. - syknąłem naciskając czerwoną słuchawkę.
Jestem ciekawy, co będzie miał do powiedzenia na temat mojego wuja i śmierci mojej córki.

Ally

- Okej, dam radę. - wzięłam głęboki oddech i subtelnie wkroczyłam na salę, gdzie czekała na mnie Pani fotograf.
- Dziewczyno, zdejmij ten szlafrok i odsłoń trochę kobiecości. - doradziła ustawiając aparat.
Zrobiłam tak, jak zaleciła. 
Czterdzieści minut później zakończyłam sesje. 
- Zdjęcia będą w przyszłym tygodniu. - powiedziała pakując sprzęt.
Czułam, że poszło mi całkiem nieźle, więc pewna siebie zmierzyłam do garderoby.
- Jak Ci poszło? Mówiła coś? Co kazała robić? - od wejścia zostałam zasypana stosem pytań od reszty dziewcząt. 
Na sam ich widok, uśmiechnęłam się. Są dla mnie jak siostry, niczym rodzina. Naprawdę cieszę się, że trafiłam na takie osoby. 
- To był trudny dzień, więc pozwólcie mi w spokoju się przebrać i wrócić do domu. - zaśmiałam się widząc ich naburmuszone miny. Są urocze.
Przed wyjściem pożegnałam się z Joshua, a następnie opuściłam agencję. 
Był chłodny wieczór, księżyc powoli wznosił się na ciemne niebo, więc dokładnie owinęłam się szalikiem i szczelnie zapięłam kurtkę. 
Do domu miałam całkiem spory kawałek, a Dylan miał wyłączony telefon, więc jedyne, co mi pozostało, to przejść ten dystans pieszo. Świetnie.
Londyn w porównaniu do Las Vegas, nie jest żyjącym miastem. Wieczorami mało kogo można spotkać na zewnątrz. Może to zasługa pogody lub nieprzyjemnego towarzystwa, które nocami krąży po ulicach. 
Wracając do domu, czułam za sobą czyjś wzrok, jakby ktoś za mną szedł i wodził wzrokiem, ale za każdym razem, gdy się odwracałam, widziałam wyłącznie swój cień. Próbowałam to zlekceważyć, jednak bez skutku. Moja wyobraźnia samoistnie się uruchomiła i zaczęła przesyłać niekoniecznie przyjazne obrazy. 
Całą drogę powrotną przemierzyłam w niecałe 20 minut. Zasapana weszłam do środka i pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to Dylan z przepięknym bukietem czerwonych róż. Całe napięcie momentalnie ze mnie zeszło.
- Z jakiej to okazji? - zapytałam zszokowana. 
- Tak jak myślałem... - parsknął śmiechem. - Zapomniałaś. Dzisiaj nasza rocznica. - podszedł bliżej składając czułego całusa na moich wargach. 
O kurde. Faktycznie. 
Poczułam lekkie zażenowanie i wstyd. Zapomniałam o naszej rocznicy.
- Przepraszam Cię skarbie. - mruknęłam cicho. 
- Później się zrehabilitujesz. - zaśmiał się chwytając moją dłoń.
Zaprowadził mnie do salonu, gdzie przygotowana była kolacja. Wszystko wyglądało idealnie. Świece, wino, kwiaty. Mam szczęście, że trafiłam na takiego faceta. 
- To wszystko dla mnie? - rozejrzałam się dookoła.
Dylan jest cudownym facetem. Potrafi zadbać o kobietę. Pokazuje to na każdym kroku. Powoli zaczynam myśleć, że zasługuje na kogoś lepszego niż ja.
- Jestem wyczerpana. - westchnęłam odkładając brudne naczynia do zmywarki, czując męskie dłonie na mych biodrach. 
- Może gorąca kąpiel dla poprawy? - szepnął tuż przy uchu.
Rozpływam się.
- Skoro proponujesz. - mruknęłam uśmiechając się lubieżnie. - Tylko jest mały problem, twoja męskość delikatnie zaczyna być odczuwalna. - zaśmiałam się.
Chłopak natychmiast odwrócił mnie w swoją stronę, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. To było zarazem wulgarne, ale również czułe. 
- Kochanie, wspominałeś coś o kąpieli. - mówiłam między pocałunkami.
Brunet niechętnie rozłączył nasze usta i ze smutną miną zmierzył w kierunku łazienki.
- Potrafisz wszystko zepsuć. - mruknął mierzwiąc włosy.
- Też Cię kocham! - krzyknęłam rozbawiona.
Idąc w kierunku kuchni, usłyszałam pukanie do drzwi. Ze zdziwionym wyrazem twarzy podeszłam i je otworzyłam. 
Nim zdążyłam spojrzeć na osobę stojącą w progu, poczułam ostry ból brzucha. Spojrzałam na swój brzuch i dostrzegłam mnóstwo krwi, a tajemniczy nożownik zniknął.
Upadłam na ziemię i zaczęłam krzyczeć wołając o pomoc.
Po chwili znalazł się przy mnie Dylan. Krzyczał próbując dowiedzieć się, co się wydarzyło. Moje ciało stawało się coraz cięższe, rana była okropna, a ból jeszcze gorszy. 
Czułam, że tracę przytomność, mimo wszystko starałam się nie zamykać oczu. Brunet wciąż do mnie mówił próbując utrzymać mnie w świadomości. Ostatnie, co pamiętam, to dźwięk karetki i sanitariuszy wynoszących mnie z mieszkania.

Następnego dnia...

Delikatnie uchyliłam powieki i zrozumiałam, że nie jestem w swoim łóżku, a tym bardziej w domu. Szybko się podniosłam i od razu tego pożałowałam. Ból w okolicy brzucha przeszedł mnie na wskroś.
- Hej, spokojnie! - podszedł do mnie Dylan uspokajając. - Niedawno wróciłaś z sali operacyjnej.
Co? Jakiej sali? Co się stało? 
- Co się stało? - zapytałam przecierając twarz dłońmi, następnie odchylając koszulkę ujrzałam opatrunek na prawej stronie brzucha.
- Ty mi powiedz. - szepnął przy moim łóżku.
- Nic nie pamiętam. - powiedziałam spanikowana kręcąc głową. 
- Znalazłem Cię przy drzwiach, leżącą na ziemi z zakrwawioną bluzką. Kto Ci to zrobił? - syknął.
Jest zdeterminowany wymierzyć sprawiedliwość osobie, która mnie zraniła. Nie chcę, żeby z mojego powodu miał problemy. Nie zasługuje na to.
- Pójdę po lekarza. - mruknął wychodząc z sali.
Dlaczego nic nie pamiętam? Już tyle razy byłam raniona nożem, trafiałam przez to do szpitala, ale nigdy nie traciłam pamięci. Dlaczego tym razem tak się stało? Nie mam nawet żadnych podejrzanych. Dosłownie nikogo. To nie mógł być przypadek. Przeszłość powraca.
- Dzień dobry. - do sali wszedł starszy, siwy mężczyzna w białym uniformie. - Widzę, że się Pani przebudziła. Jak samopoczucie? - zapytał notując coś na mojej karcie.
- W porządku. - w tym momencie niekoniecznie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko, co się wydarzyło, zaczęło mnie przytłaczać. 
- Miała pani ranę brzuszną od prawdopodobnie tępego przedmiotu, stąd ból był przeszywająco ostry. Żadne z organów wewnętrznych nie zostało uszkodzone. Miała Pani naprawdę wielkie szczęście. - stwierdził. - Policja zaraz tu będzie spisać Pani zeznania. - powiedział i opuścił salę.
Po co policja?! 
- Po cholerę tu policja?! - syknęłam w kierunku Dylana, który chwilę wcześniej przysłuchiwał się rozmowie.
- Przecież ktoś na Ciebie napadł, musisz złożyć zeznania, aby mogli go złapać. - wytłumaczył.
On nic nie rozumie! Nie mogę mu powiedzieć prawdy... 
- Nic nie rozumiesz... Nie pamiętam tego zdarzenia, nie wiem jak napastnik wyglądał, więc jak mam cokolwiek powiedzieć funkcjonariuszom? - wydęłam wargi.
- Nie pamiętasz albo nie chcesz pamiętać. - burknął wychodząc. 


przepraszam za błędy xoxo

Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz, po tak długiej nieobecności.
Mam nadzieję, że rozumiecie i chociaż połowa czytelników pozostała i da o sobie znać pod tym rozdziałem.
Oficjalnie - powróciłam do pisania:)


CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!



12 komentarzy:

  1. Nie mogę rozdział jest genialny!! Życzę weny i więcej takich super rozdziałów i nie poddawaj się bo jesteś świetna lubię twoje opowiadania i czekam na następne :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny! Tylko ta akcja z nożem ... To pewnie znowu wuj Justina ... Grr co on jeszcze wymyśli? Pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wuj Justina nie żyje, Ally go zabiła bodajże dwa rozdziały wcześniej:)

      Usuń
  3. O jaaa :o
    Genialny rozdział! Tak mnie wciągnęło to ff, że przeczytałam je w dwa wieczory. Życzę weny kochanie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to :)
    Rozdział cudo :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opowiadanie, wciągnęło na maxa! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. o jeju, tak się cieszę że wróciłaś ! rozdział jest świetny, ciekawe kto to zrobił Ally. z wielką niecierpliwością czekam na nowy.
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  7. myśle że to Bonnie ją zaatakowała.. ale okaże sie późnej :) czekam z niecierpliwością na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogłam sie doczekać nowego rozdziału 😍 Ale już jest i jest omg GENIALNY 😍😍 Witamy spowrotem i życzymy weny skarbie 😘

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja pierniczę zawszę musi się coś spieprzyć rozdział 💜

    OdpowiedzUsuń