czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 11.

Kim jest?! W myślach wybuchnęłam śmiechem słysząc te bzdury. 
Natychmiast przeprosiłam chłopaka i razem z Amber opuściłam pomieszczenie.
- Co Ty do cholery mówisz? - syknęłam w jej kierunku.
Dziewczyna ze zmieszaną miną spojrzała na mnie. Wyglądała jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. Albo po prostu tak dobrze kłamała.
- Chciałaś zataić przed Dylanem fakt, że jesteś z Justinem? Kiepska zagrywka. - prychnęła.
- Co do tego ma Dylan? Poza tym nie jestem z Justinem. Skąd ten pomysł? - wyrzuciłam ręce w powietrze.
Amber przez chwilę analizowała w głowie wszystkie informacje jakie udało jej się zdobyć.
- Sam tak powiedział. - wzruszyła ramionami.
Wszystko jasne. Ten dupek, który okłamał mnie w kwestii dziecka, uważa się za mojego chłopaka. 
- A Ty bez żadnych podejrzeń po prostu to powiedziałaś Dylanowi. - pokręciłam przecząco głową.
- Słuchaj, Dylan jest dobrym człowiekiem. Nie zasłużył sobie na jakiekolwiek przykrości, więc trzymaj się od niego z daleka. - nakazała. - Wiem kim jesteś, co zrobiłaś, ilu ludzi przez to ucierpiało, ale jego w to nie mieszaj. - spojrzała na mnie z pewną powagą. - On nie wie kim się stałaś i lepiej niech tak pozostanie. - dodała.
- Boisz się, że go stracisz? Dręczy Cię myśl, że Twój starszy brat będzie próbował kiedyś ułożyć sobie życie? - zapytałam nie dowierzając.
- Nie. - przerwała. - Boję się, że trafi na kogoś takiego jak Ty. - warknęła po czym opuściła kuchnię.
Najwyraźniej Amber oddaliła od siebie wszystkie wspomnienia ze mną. Stałam się dla niej tylko groźną osobą, od której należy trzymać się na odległość. Nie chcę aby tak było.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Justin znajdując się tuż obok mnie.
- Co jest? - zapytał.
W tym momencie jest najmniej mile widzianą tu osobą,a  jednak przyszedł.
Może to jest dobry czas na wyjaśnienia.
- Wytłumacz dlaczego powiedziałeś, że jesteśmy razem? - skrzyżowałam ręce.
To pytanie wyraźnie zdziwiło szatyna.
- A nie jesteśmy? - podrapał się po głowie.
- Wybacz, ale nie spotykam się z facetami, którzy ukrywają fakt, iż mają dziecko. - warknęłam.
- Dziecko, które od czterech lat nie żyje. - wymamrotał siadając na krześle.
O kurwa. Nie przemyślałam tego.
- Dean mówił coś zupełnie innego. - stwierdziłam.

Justin

Wiedziałem, że nie ma sensu dłużej z tym zwlekać. Starałem się, zatarłem ślady, chciałem aby cały świat o tym zapomniał. Abym ja również zapomniał.
Odważyłem się. Wyznałem prawdę.
- Ponad pięć lat temu poznałem dziewczynę. Bonnie. Była piękna, inteligentna. Mogło się zdawać, że znalazłem ideał. - parsknąłem śmiejąc się. 
- Spotykaliśmy się jakiś czas i w końcu wpadliśmy... - przerwałem. - Zaszła w ciążę w wieku piętnastu lat. To był szok. Zarówno dla mnie jak i dla niej. - pokręciłem przecząco głową.
- Chciała usunąć, ale nie pozwoliłem jej na to. Obiecałem, że z nią będę mimo wszystko, pomogę przy dziecku tak, jak prawdziwy ojciec powinien. - dodałem. - Po sześciu miesiącach dostałem telefon ze szpitala, że zaczęła rodzić. Kiedy przyjechałem na miejsce, okazało się, że dziecko zostało uduszone, a ona zniknęła. Zabiła je... Własnymi rękoma. - pokręciłem głową, a pojedyncza łza spłynęła po policzku. 
- Teraz już wiesz... Nie mam dziecka. Chciałem, aby to wspomnienie odeszło. Zrozumiem jeśli teraz będziesz chciała odejść, bo masz powód. - szepnąłem.
Ally spokojnym krokiem zbliżyła się do mnie i wtuliła. 
- Przepraszam. - wymamrotała.
Natychmiast mocno objąłem dziewczynę. Była przy mnie. Nie odeszła. To jakiś znak. Prawda?
- Nie... To moja wina, że Ci nie powiedziałem. - mruknąłem chowając głowę w jej włosach.
Dziewczyna odsunęła się spoglądając na mnie.
- Nie dałam Ci dojść do słowa. - pokręciła głową. - Muszę się przewietrzyć. - szepnęła unosząc delikatnie kąciki ust w uśmiechu i wyszła.
Usiadłem przy stole, a wszystkie emocje i uczucia z tamtej chwili wróciły. Czułem się bezsilny, winny. Winny, że nic nie zrobiłem aby temu zapobiec. To wcale nie musiało się tak kończyć.
*Flashback*
- Justin? - usłyszałem łagodny kobiecy głos. - Bonnie rodzi.
- Co?! - krzyknąłem. - To za szybko. - powiedziałem zestresowany.
- Wody jej odeszły. Lekarze zabrali ją na salę. - wyjaśniła kobieta.
Od razu się rozłączyłem i zacząłem wszystko analizować.
- Bonnie... Moja dziewczyna... Ona rodzi! - krzyknąłem podekscytowany. 
Wsiadłem do najbliższego autobusu i czekałem aż dotrę na miejsce.
Droga nie była długa, a stawała się trwać wieczność. Obawiałem się, że nie dotrę na czas. Obiecałem, że jej nie zostawię, że będę w najtrudniejszych momentach, a tymczasem...
Kiedy dostrzegłem szpitalny budynek, od razu wysiadłem kierując się do środka.
Przy wejściu zobaczyłem płaczącą matkę Bonnie. 
Serce podeszło mi do gardła. Bałem się dowiedzieć, co jest powodem jej płaczu.
- Proszę Pani, co się stało? Gdzie Bonnie? - zapytałem przeczesując włosy ze zdenerwowania.
Kobieta cały czas płakała nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
- Ona... - łkała. - Nie ma jej już. - pisnęła płacząc.
Co jest do cholery?
Chwilę później zobaczyłem lekarza prowadzącego Bonnie, do którego bez wahania podbiegłem. 
- Gdzie Bonnie? Co się stało? - spojrzałem na niego pytająco.
- Przykro mi... - szepnął poklepując mnie po ramieniu.
- Jak to... Gdzie Bonnie i dziecko?! - krzyknąłem nie mogąc dłużej znieść tej niewiedzy.
- Dziecko nie żyje... - usłyszałem za plecami.
Natychmiast się odwróciłem.
- Zabiła je i uciekła. - powiedział ojciec Bonnie.
To było niedorzeczne. Niemożliwe.
- Jak to zabiła?! Nikt przy niej nie był?! - wrzasnąłem i pobiegłem do sali, w której odbywała się reanimacja dziecka. Jednak było już za późno.
Nie miała szans. Na jej szyi widniały ślady rąk. Była taka malutka, nie przeżyła nawet godziny. Miała przed sobą całe życie. 
Zabiję ją.
Obiecałem sobie pomścić jej śmierć. Nawet nie zdążyłem nadać jej imienia. Teraz uważam, że nie warto tego rozpamiętywać. 
Spojrzałem na zegar i przypomniałem sobie, że Ally w dalszym ciągu nie wróciła. Wyszedłem z pomieszczenia i bez słowa opuściłem apartament.
Na zewnątrz jej nie było. Przy wejściu do hotelu leżał złoty kolczyk. Byłem więcej niż pewny, że należał do niej. Wiedziałem, co się wydarzyło. Moje najgorsze przypuszczenia się sprawdziły. 

Ally

Musiałam to przemyśleć. Za dużo wydarzeń jak na jeden dzień.
Wyszłam na zewnątrz, gdzie od razu zostałam pchnięta w stronę czarnego auta. Ktoś wepchnął mnie do środka i szybko zamknął drzwi.
- Halo! Co się dzieje?! - krzyknęłam próbując zwrócić czyjąkolwiek uwagę.
- Zamknij się głupia szmato. - syknął mężczyzna z przodu. 
Powoli docierało do mnie, że zostałam uprowadzona. Zaczęłam zatem krzyczeć najgłośniej jak tylko to możliwe.
Próbując się uwolnić, zostałam uderzona w głowę ciężkim przedmiotem, przez co natychmiast straciłam przytomność.
- Halo, budzimy się słonko. - usłyszałam delikatny szept.
Uchyliłam powieki, a przed sobą zobaczyłam Deana z głupkowatym uśmiechem na twarzy. 
Czy to dziwne, ze za każdym razem jak go widzę mam odruch wymiotny? 
- Mówiłem, że niedługo się zobaczymy. - wzruszył ramionami oddalając się.
Przewróciłam oczami i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Kolejny stary, opuszczony magazyn z obskurnym wnętrzem. Rozglądając się nie zauważyłam żadnego pomocnego przedmiotu, który mógłby mnie stąd uwolnić.
- Gdzie ona jest? - powiedział łagodnym tonem nieznany mi mężczyzna.
Podniosłam się do pozycji siedzącej z przeraźliwym bólem głowy. Nie pamiętałam, co się stało.
Spojrzałam przed siebie i ujrzałam wysokiego mężczyznę w garniturze. 
- Witaj Ally. - uśmiechnął się podchodząc bliżej. - Tyle czasu czekałem na to spotkanie. - zaśmiał się.
- Kim jesteś? - syknęłam.
- Wuj Justina, miło mi. - puścił oczko kucając.
O kurwa.
- To mnie tyle czasu szukałaś, a ja tak po prostu nie mogłem odpuścić sobie tego spotkania. - westchnął. - Chodzą pogłoski, że zemsta Cię przywlekła do Las Vegas. - stwierdził. - Ale muszę Ci coś zdradzić. - szepnął. - Twój ojciec zasłużył sobie na śmierć, a Twoja matka... No cóż. - przerwał. - To był wypadek. - dodał.
- Wypadek? - prychnęłam. - Zabiłeś moich rodziców! Odebrałeś mi wszystko, co miałam! - splunęłam.
Mężczyzna pogroził palcem.
- Miej do mnie szacunek jeśli chcesz dożyć jutra. - ostrzegł.
- Wolałabym zginąć niż być tu z Tobą. - warknęłam.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - uśmiechnął się. - Powinnaś być wdzięczna swojemu ukochanemu. - przerwał. - Krył Cię, mimo, że kazałem mu Cię znaleźć i przyprowadzić, a tu proszę... Zakochał się w Tobie. - parsknął śmiechem.
- Jak to krył? - szepnęłam.
- Nawet tego nie wiesz? - zdziwił się.
- No cóż... Zleciłem mu znalezienie Cię i przyprowadzenie tu, ale widocznie nie posłuchał i teraz za to odpowie. - klasnął w dłonie.
Spuściłam głowę. Nie wierzę. To, co mówi nie może być prawdą. To zbyt wiele. 
- Szybko zginęli? - mruknęłam.
- Co tam szepczesz? - zapytał podchodząc bliżej.
- Pytam czy zginęli szybko i mało boleśnie. - powtórzyłam.
- Zdradzę Ci coś. - przerwał. - Nie lubię zabijać.
A to nowość...
- Ale zarówno bardzo nie lubię kłamców i oszustów. - prychnął. - W tym przypadku tak właśnie było. - Pewnie cały czas zastanawiałaś się dlaczego tacy ludzie jak my, zabili Twoją rodzinę. - Pozwól, że wyjaśnię. - przetarł twarz dłońmi. - Twój ojciec był w potrzebie, zaoferowałem mu drobną pomoc z korzyścią dla obu stron. Zaufałem mu, powierzyłem swoje interesy, a on z każdym dniem coraz bardziej kopał pode mną dołki. - pokręcił głową. - Nie mogłem na to pozwolić. - przyłożył dłoń do serca. - Sam zadecydował o swoim losie. Wiedział jakie wiąże się z tym ryzyko. Ja tylko wydałem polecenie. - wyjaśnił. - A wracając do Twojego pytania... Dean powinien udzielić Ci odpowiedzi. - uśmiechnął się.
Dean? On ich zabił. Przez ten cały czas morderca był tak blisko.
Po chwili do pomieszczenia weszła niewysoka brunetka, Caroline.
Co ona tu robi?
- Witaj Angus. - podeszła do owego mężczyzny składając pocałunek na jego policzku.
- Witaj króliczku. - uśmiechnął się w jej kierunku. - Jakieś wieści? - zapytał.
- Cóż... Justin nie trzyma żadnej broni w domu, musi mieć jakąś inną skrytkę.
O czym ona pieprzy?!
- O, Ally. Nie zauważyłam Cię. - zaśmiała się.
Jednak mogłam tą sukę zostawić.
- Musisz wrócić i to znaleźć. - nakazał.
- Ale on mi nie ufa w porównaniu do niej. - westchnęła ciężko spoglądając na mnie.
- Skoro się do niego kleiłaś, to się nie dziw. - prychnęłam i krótko po tym poczułam przeszywający, ostry ból w okolicy ust. 
- Milcz dziwko. - syknęła poprawiając włosy.
Zaczęłam się dusić i pluć krwią. 
Coraz bardziej zaczynam wątpić w jakiekolwiek szanse wydostania się stąd.
- Zostaw ją. Musi przeżyć do przyjazdu chłopaka. - zmierzwił włosy po czym przyłożył telefon do ucha.
- Justin. Mam tu gościa, zgadnij kogo. - zaśmiał się. - Tak, tak. Rozumiem... - przewrócił oczami. - Pilnuj się, chłopcze. Pamiętaj, że to ja tu rządzę i to moje zasady. - syknął. - Jeżeli chcesz ją ujrzeć żywą, przyjedź do opuszczonego magazynu na końcu miasta przy drodze 302. - powiedział po czym się rozłączył.
Co on kombinuje? Dlaczego zadzwonił do Justina?
- Twój chłopak niedługo wpadnie z wizytą. - zaśmiał się wychodząc z magazynu. 
Czuję, że to nie będzie miłe spotkanie.

za błędy przepraszam xoxo

Co myślicie o tym rozdziale? 
Czy komuś stanie się krzywda?


zachęcam do wypełnienia ankiety znajdującej się po prawej stronie bloga
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!





24 komentarze:

  1. o jej ♥ bardzo fajne xD szkoda, że dziecko Justin'a nie żyje ;c czekam na next :> http://dark-side-jen-law-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No to poszłaś po bandzie xd super rozdział i czekam na kolejny xo

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajaj❤❤ Czekam na następny :)*

    OdpowiedzUsuń
  4. :o no i teraz to przegięłaś, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam..*.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak nie można!!! Kiedy next? Mam nadzieje, że szybko! Cudny ♥.♥
    Ni♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham <3 pisz szybko nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  8. O jeny..akcja sie rozkreca..czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział <3 Ogólnie cały blog super! <3 Pozdrawiam i czekam na nn :****

    OdpowiedzUsuń
  10. Suuper!!1 Czekam na neext <3 Kocham to ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, jak dobrze, że Justin opowiedział wszystko Ally. Ona zasługiwała na to by wiedzieć. Mam nadzieje, że on ją uratuje, a swojego wuja, Deana i Caroline zabije. Boże, ta szmata przeszukiwała dom, pojebana idiotka. Szkoda mi Ally. Nie wiem czemu, ale pragnę, aby dokonała zemsty. Zapewne poczułaby się lepiej i skończyła to wszystko gdzieś w zacisznym miejscu. Kocham to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na next. Weny życzę i multum komentarzy. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju *,* wspaniały *,* Dodaj szybko następny, błagam !!

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny!!!! Super piszesz. Czekam na kolejny i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. o Boże, to jest cudowne, zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem..czekam na nowy !
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej :) Nie wiem skąd miałam link na tego bloga, ale wpadłam. Przyznam szczerze, że nie jestem fanką Justin'a, lecz ten blog mi się bardzo podoba. Styl w jaki piszesz jest boski. A wiem co mówię, ponieważ czytam mnóstwo blogów i książek :) Rozdział mega ciekawy, jestem ciekawa co wymyślisz dalej :)
    Pozdrawiam.
    Zapraszam do siebie
    justlovemeraura.blogspot.com
    dancingcinderellastory.blogspot.com
    Delly Anastasia Lynch ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. To co zrobiła Bonnie było okropne i nieludzkie. Jak mogła zabić dziecko?! Dobrze, że Justin wyznał to wszystko Ally, w końcu powinna o tym wiedzieć.
    Widzę, że akcja nabiera rozpędu. Oby tak dalej!
    Jestem ciekawa co będzie w następnym rozdziale.
    Pozdrawiam, Cynical Caroline.
    lost-loveff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Genialnyyy ! <3 czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  19. Omg genialny rozdział. Boje się o Ally i Justina mam nadzieje , że wszystko się ułoży :'( :')

    OdpowiedzUsuń
  20. Wow. Genialny. Serio nie mogę doczekać się co będzie dalej. Rewelacja.

    OdpowiedzUsuń
  21. Genialny *-* Czekam na kolejny i życzę weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny rozdział ;* Czekam na kolejny ❤ myślę że będzie jak najszybciej bo czyta sie bardzo szybko i z zaciekawieniem *.*

    OdpowiedzUsuń
  23. Omg i co teraz boje się o nich 😲

    OdpowiedzUsuń